Jak to się stało, że zostałaś pisarką? Skończyłaś przecież Akademię Sztuk Pięknych.
Mniej więcej w połowie studiów już wiedziałam, że bardziej interesują mnie książki, ponieważ mój umysł z łatwością wymyśla historie i alternatywne scenariusze różnych sytuacji. Zdawałam sobie sprawę, że w związku z tym mam najprawdopodobniej większą smykałkę do pisania. Chciałam jednak skończyć studia na ASP, bo byłam pewna, że raczej nie mam siły, żeby zaczynać jakiekolwiek inne, nowe studia.
Częścią dyplomu była praca teoretyczna Jak sztuka krytyczna zniszczyła mi życie…
Tak, zgadza się. Tekst Jak sztuka krytyczna zniszczyła mi życie w wersji roboczej pokazałam mojemu promotorowi Waldemarowi Baraniewskiemu. Bardzo mu się spodobał i namówił mnie do publikacji. To był moment kiedy moje pisanie pierwszy raz ujrzało światło dzienne.
Myślałaś o tym jako debiucie?
Absolutnie nie. Byłam podekscytowana, że ktoś poza mną uważa, że umiem pisać i nie jest to jedynie moje przywidzenie.
Kiedy podjęłaś decyzję, żeby zostawić malarstwo i zająć się pisaniem?
Pisałam, rysowałam, śpiewałam od zawsze. Na malarstwo poszłam z automatu po liceum plastycznym. Dużo pisałam w trakcie studiów, opowiadań czy wierszy, które trafiały do szuflady. Publikacja w „Szumie” tylko utwierdziła mnie, w którym iść kierunku.
Nadal malujesz?
Po dyplomie przestałam malować i zaczęłam zbierać doświadczenia, na bazie których powstał Projekt. Po wydaniu książki znowu zachciało mi się malować. Malowałam doniczki, ceramikę dla siebie, żeby jakoś się odstresować, ponieważ cały czas jestem w trakcie recepcji książki.
Czym ta książka jest dla ciebie?
Wydanie tej książki dało mi wiele satysfakcji, ponieważ poświęciłam jej sporo pracy, a proces pisania powieści był bardzo energochłonny i izolujący. Dodatkowo zaangażowało się w jej wydanie parę osób, w tym wspaniała redaktorka Projektu Marta Syrwid. Z perspektywy czasu myślę, że Projekt zabrał mi trochę czasu i sił, ale dał o wiele więcej. Wyszłam dzięki niemu na powierzchnię.
Wspomniałaś o recepcji Projektu, która z dotychczasowych recenzji jest dla ciebie najciekawsza, a która opinia wydaje ci się pomyłką?
Ciekawych recenzji jest wiele i ciężko mi sprawiedliwie wybrać. Za pomyłkę uważam recenzję Jakuba Banasiaka, która ukazała się na łamach magazynu „Szum”.
Dlaczego piszesz o świecie sztuki?
Świat sztuki jest bardzo ciekawy, tak jak każde hermetyczne środowisko. Wydawało mi się, że takiej książki brakuje. Myślę, że polska proza chętnie dotyka kwestii stanu wrażliwości polskiego społeczeństwa używając języka ulicy, a także trudnej polskiej historii czy historii prywatnych. Brakowało mi opowieści o takim świecie, jakim jest świat sztuki.
Chcesz być jak Chris Kraus? Czy jak Łukasz Gorczyca i Łukasz Ronduda?
Raczej jak Anna Sudoł, nie mam innej opcji.
Jak opisałabyś różnicę?
Nawet nie chcę próbować tego robić. Chciałabym raczej żeby zajął się tym ktoś, kto potrafi ułożyć to umiejętnie w pewnej chronologii i zarysować różnice między takimi publikacjami, a także być może nakreślić pewne podobieństwa.
Czy Projekt to powieść z kluczem?
Mówią, że tak. Od początku słyszałam legendy krążące o tym, kto jest kim i jest to dla mnie fascynujące, jak pojemne okazują się postaci z książki. Na przykład pomysłów na Adama, czy Romę z Projektu podano mi już chyba dziesiątki, licząc na to, że powiem „Tak, to Adam” albo „Tak, to Roma”.
Dlaczego wybrałaś format powieści? Ha!art raczej wydaje literackie eksperymenty…
Jak sztuka krytyczna zniszczyła mi życie była takim eksperymentem, więc poczułam, że potrzebuję sprawdzić się w bardziej klasycznej i wymagającej formie, jaką jest powieść. Zależało mi też na tym, żeby Projekt trafił do jak największej grupy odbiorców. Od początku w środowisku sztuk wizualnych przeszkadzało mi to, że język, jakim to środowisko operuje jest zarezerwowany, nadawany i odbierany przez wąskie wyspecjalizowane grono. Chciałam wyjść poza tę bańkę, stąd ta forma.
W polu sztuki powstaje sporo eksperymentalnej prozy. Ostatnio głośny był dyplom Szymona Wildsteina. Ty format poetycki w stylu Wojtka Bąkowskiego zachowujesz na potrzeby muzyki?
Tak to prawda. Muzykę stosuje do innych celów. Mogę dzięki niej dać upust moim bardziej melancholijnym skłonnościom, ale zdarza mi się też nagrywać bardziej żywe utwory o hiphopowym sznycie. Twórczość WSB zresztą uformowała mnie w młodości, był dla mnie ważnym odniesieniem zważywszy na to, że mam też sentyment do Białoszewskiego.
Opowiedz o swoim projekcie muzycznym.
Chętnie. Mam zespół Czarodziej i Pan Enigmo. Zespół powstał w 2019 roku. Ja odpowiadam w nim za teksty, śpiew i rapowanko, a także rysowane animowane teledyski. Natomiast druga połowa, czyli Pan Enigmo za tworzenie bitów. Pan Enigmo nie lubi za bardzo się określać. Mogę powiedzieć, że jest on zbieraczem winyli, płyt i wszelkich dźwięków, a lektor do nauki języka angielskiego jest dla niego tak samo inspirujący, jak stare polskie piosenki czy eksperymentalny hip-hop. Kawałki rejestrujemy na kaseciaku i tym samym pozwalamy sobie na niedoskonałości, trzaski i różne “ziarna”, zakłócenia, które są dla nas ciekawe. Wydaliśmy w ubiegłym roku płytę nakładem nowego wydawnictwa muzycznego Nagrania Somnambuliczne, która została przyjęta entuzjastycznie przez środowisko muzyki alternatywnej. Niestety lockdown uniemożliwił nam granie koncertów.
Czy „Projekt” jest manifestem milenialsów?
Niektórzy tak go czytają, jako portret pokolenia, którego późnokapitalistyczny żywot jest dosyć nieciekawy, a perspektywy na przyszłość zależą od kapitału wyniesionego z domu.
Jesteś prekariuszką czy uprzywilejowaną?
Nie użyłabym żadnego z tych określeń, ponieważ rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana, a takie dualistyczne spojrzenie na świat nie jest mi bliskie. Jeśli mogę coś powiedzieć o sobie, to raczej że pochodzę z małego miasta, mieszkam w Warszawie, robię różne rzeczy i nie za bardzo planuję, co będzie jutro, a co za pół roku.
Czego w takim razie oczekujesz od jutra?
Tego, że nie nadejdzie szybko kolejna pandemia i że w 2050 nie czeka nas walka o zasoby naturalne. A w mojej skromnej prywatnej perspektywie liczę na to, że będę zdrowa i zdolna do pracy, funkcjonowania w społeczeństwie, a tym samym do sprostania różnym trudnym sytuacjom, jakie niesie ze sobą codzienność.
Dlaczego w książce jest tak mało seksu i jeszcze mniej przekleństw i narkotyków?
Dobre pytanie! W następnej książce postaram się to nadrobić. Faktycznie brakuje narkotyków i psychotropów. Seksu trochę jest, nie? Nad przekleństwami muszę się zastanowić.
W twojej wizji pola sztuki nie ma właściwie galerii…
To prawda. Potrzebowałam stworzyć pewne pojemne figury i ta mityczna Instytucja, do której wszyscy chcą się dostać wydała mi się najbardziej adekwatna. Pod Instytucję czytelnik może sobie podstawić dużo sensów i światów.
A może redaktor Banasiak ma rację i to jest jednak pamflet na środowisko artystyczne, którego oddziaływanie może poczynić potencjalnie niemożliwe do oszacowania szkody, czyli taki Wielki Projekt?
Wierzę, że ludzie czytający powieści jeszcze nie utracili umiejętności rozumienia metafor i nie traktują prozy literalnie. Myślę, że z tą książką jest wręcz przeciwnie i że może zachęcać czytelników do tego żeby zainteresować się światem sztuki.
Serio? Przecież sama się z niego wypisałaś? Zwolniłaś się z pracy w muzeum i nie zamierzasz już tam pracować…
Mam nadzieję, że do prowadzenia zajęć w MNW mogę wrócić w każdym momencie, a na moją rezygnację z tej pracy złożyło się parę rzeczy. Liczę na to, że kiedyś ponownie pojawi się w muzeum Galeria Sztuki XX i XXI, gdzie prowadziłam lekcje. Przyjaźnię się z artystami, opowiadałam i uczyłam o sztuce, co dawało mi ogromną satysfakcję, jak i również cały czas dłubię coś twórczego za pomocą różnych środków. Projekt to pewien wycinek z pogranicza… Błagam, nie każ mi iść tą straszną drogą dosłowności.
Jak wiesz, jest tendencja do czytania Projektu jako powieści realistycznej. Przy czym Projekt to – jak już ustaliliśmy – metafora systemu, manifest pokolenia, ale też tekst poetycki…
Jasne, chociaż jak spojrzeć na książki, które jakoś nie zniknęły, a ich autorzy nie są anonimowi, to chyba bardzo rzadko nie towarzyszyły ich pojawieniu się kontrowersje. Jakiś czas temu świetna malarka Aleksandra Waliszewska poleciła mi środowiskową powieść Wspólny pokój Zbigniewa Uniłowskiego napisaną w międzywojniu. Wokół niej również było sporo kontrowersji. Jednak dzisiaj nikt już o tym nie pamięta… Najpierw obrzucają jajkami, a potem wręczają bukiety.
Dla mnie to psychologiczny thriller i dzieło sztuki konceptualnej. Czym są dla ciebie teksty pisane przez artystów? To ostatnio zrobiło się modne.
Bardzo mnie cieszy ten ruch. Uważam, że powinno być jak najwięcej miejsca dla piszących artystów. W „Postmedium” chyba staracie się robić coś takiego. Uważam, że z takiej gęstości tekstów, postaw, wrażliwości może wyjść coś dobrego. Może właśnie teraz ma miejsce zwrot literacki w sztukach wizualnych? Tego jeszcze nie było!
Wielu artystów i artystek leci Bernhardem lub w wersji lirycznej Białoszewskim lub WSB. Twój styl jest szalenie dopracowany, bardzo formalny, wręcz kostyczny. To się momentami czyta jak eksperyment nowofalowy.
Bardzo dużo przywołań. To, co mówisz jest bardzo miłe, ponieważ spotkałam się ostatnio z recenzją Projektu, która przypisuje mojemu językowi jakąś nową jakość, mówiąc że z jednej strony świetnie się to czyta, z drugiej lektura powoduje ból i dyskomfort.
Co jest dla ciebie najtrudniejsze w pisaniu?
Wyjście z pisania. Odkładam mentalnie proces pisania następnej długiej książki i obecnie staram się tworzyć jakieś krótkie formy np. piosenki, ponieważ pisanie mnie mocno wciąga i ekscytuje. Jest to euforyczne doświadczenie, ale zarazem tak pochłaniające, że świat zewnętrzny schodzi na drugi plan. Potem wyjść z tej utkanej przez umysł pajęczej nici jest trudno. Kiedy skończyłam Projekt, nie wiedziałam co ze sobą zrobić, przeżywałam można powiedzieć żałobę po tym, że coś się skończyło. Teraz chciałabym nauczyć się łączyć pisanie z innymi aktywnościami dnia codziennego, aby nie wpadać w ciąg.
Ponieważ wsiąkasz w światek literacki, masz możliwość porównania obu środowisk. Czym się od siebie różnią sceny artystyczna i literacka?
Może napiszę o tym książkę. Na razie wydaje mi się, że nie mam zbyt dobrego pola do badań, ponieważ wszystko dzieje się online. Raczej nasuwają mi się na myśl podobieństwa między tymi środowiskami. Trawa chyba nigdzie nie jest bardziej zielona, chociaż tak nam się zwykle wydaje.
Imprint
Author | Anna Sudoł |
Title | Projekt |
Publisher | Korporacja Ha!art |
Published | 2020, Kraków |
Index | Adam Mazur Anna Sudoł |