Strajkujący przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego Polacy zdołali już wykreować własną sferę wizualną protestów. Pomniki, na które nanoszone są hasła i symbole stały się platformą do wypowiedzi protestujących. Skąd się bierze i jakie znaczenie niesie za sobą ta kontestacja symboli utożsamianych z obecnym obozem rządzącym?
Od końca października 2020 roku przez Polskę przelewa się fala protestów, będąca sprzeciwem wobec wyroku Trybunału Konstytucyjnego, zaostrzającego przepisy antyaborcyjne. 22 października Trybunał orzekł, że przepis tak zwanej „ustawy antyaborcyjnej” zezwalający na przerwanie ciąży w przypadku ciężkich lub letalnych wad płodu jest niezgodny z konstytucją. Przepis straci moc wraz z publikacją wyroku w Dzienniku Ustaw (co jeszcze się nie stało).
Dzięki wytrwałości protestujących demonstracje te uzyskały miano „największych w Polsce od czasu przemian ustrojowych w 1989 roku” i są organizowane w różnych formach, po kilka razy w tygodniu w większości polskich miast oraz w wielu mniejszych miejscowościach. Dodatkowo, od kilku tygodni atmosferę w polskiej debacie publicznej podgrzewa wciąż nierozwiązana i nieustannie tabuizowana kwestia krycia na masową skalę pedofilii przez polskich hierarchów kościelnych. Na celowniku znalazł się również papież Jan Paweł II, którego postać dla polskich środowisk kościelnych i konserwatywnych jest przedmiotem niepodważalnego kultu, a jej nieskazitelność przez wiele lat równoznaczna była z utrzymaniem autorytetu polskiego Kościoła. Wyraz temu dają pomniki papieża, które obecne są w każdym, nawet najmniejszym mieście w Polsce.
W ciągu dwóch ubiegłych miesięcy, w trakcie protestów przeciwko wyrokowi Trybunału, sprej i farba pojawiły się na kościołach oraz publicznych pomnikach, wśród których znalazły się m. in. Świadectwo Miłości na Wzgórzu Papieskim w Luboniu, Pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich z Poznania, Pomnik Ronalda Regana przed Ambasadą USA w Warszawie, a przede wszystkim wspomniane pomniki Jana Pawła II w całej Polsce (np. Poznań, Konstancin Jeziorna, Legionowo). Na monumenty nanoszono hasła skierowane w stronę konserwatywnych polityków i Kościoła czy numery telefonu do organizacji pomagających w przeprowadzeniu aborcji, która w momencie publikacji wyroku stanie się w Polsce niemal zakazana. Wizerunki obecne w przestrzeni publicznej zaczęły przyjmować na siebie gniew protestujących. Same pomniki zostały zaś utożsamione z władzą, stały się symbolicznym odniesieniem do panującego reżimu Prawa i Sprawiedliwości oraz do wpływu Kościoła katolickiego na prywatne wybory polskich kobiet.
Jest to również pierwszy protest w historii Polski, który na taką skalę uobecnił się w przestrzeni mediów społecznościowych. Co ciekawe, najbardziej popularną metodą do śledzenia relacji z przebiegu strajków stały się platformy Instagram i … Tik tok, które dotychczas były używane raczej w celu udostępniania i oglądania krótkich, zabawnych klipów czy przeglądania zdjęć influencerów. Jednak od końca października tego roku szczególnie Instagram zapełnił się relacjami z przebiegu strajków. Można było się z niego dowiedzieć gdzie właśnie znajdują się protestujący i w którym kierunku zmierzają. Na krótkich filmach rejestrowane były także brutalne incydenty z udziałem policji. Co znamienne, to również wspomniani influencerzy i celebryci odegrali w tym przypadku swoją rolę, umieszczając w mediach społecznościowych wyrazy wsparcia z protestującymi, co z kolei zachęciło nastolatków i nastolatki do wzięcia udziału w strajkach. To właśnie ta grupa wiekowa, która w znacznej większości nie ogląda telewizji, a informacje uzyskuje właśnie z mediów społecznościowych.
Wspomniana już tutaj medialność protestów wpłynęła także na to, że strajkujący wykreowali swoją własną sferę wizualną. Stworzyły ją hasła i symbole wysprejowane na pomnikach oraz te obecne na spontanicznie stworzonych kartonowych transparentach, które są chętnie fotografowane tak przez dziennikarzy, jak i przechodniów, a następnie udostępniane we wszystkich mediach.
Najbardziej rozpowszechnionym znakiem wizualnym stała się czerwona błyskawica nanoszona na pomniki czy umieszczana na zdjęciach profilowych osób identyfikujących się ze strajkiem. Symbol ten wywodzi się z logotypu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, społecznej organizacji w główniej mierze odpowiedzialnej za organizację protestów w całym kraju. Jak mówi Aleksandra Jasionowska, autorka logo, błyskawica miała mieć charakter ostrzegawczy, stać się symbolem uniwersalnym i zrozumiałym dla wszystkich. Z kolei nieprzychylne strajkującym prorządowe media zaczęły porównywać symbol pioruna do emblematu esesmanów. Ułatwiło im to szczucie na protestujących i utożsamienie ich z bojówkami faszystowskimi, a to z kolei w sieci wywołało burzę komentarzy.
Emblematyczne dla protestów stało się wypisane na transparentach hasło „wypierdalać”. Często wtórowały mu takie slogany jak: „to jest wojna” czy „Myślę-czuję-decyduję”. Znamienne było także umieszczanie na kartonowych tablicach ośmiu gwiazd, symbolu pojawiającego się już od co najmniej pół roku w przestrzeni medialnej, stanowiącego ocenzurowaną wersję hasła „J*bać PiS”. Od samego początku na transparentach umieszczane są również slogany o potencjale tragikomicznym (np. „I tak urodzę ci lewaka” czy „Girls just want to have fundamental rights”), które potem masowo pojawiają się w mediach społecznościowych. Maria Poprzęcka kilka tygodni temu na łamach dwutygodnika pisała, iż transparenty z tektury stały się autentycznymi wyrazami spontaniczności, a jako „przedmioty niższej rangi”, wyciągnięte ze śmietników czy sklepowych zapleczy, zostały łącznikami pomiędzy protestującymi a obserwatorami na ulicy czy widzami przed ekranami. Autorka stwierdziła także, że stały się odzwierciedleniem popularnego w ostatnich latach określenia Polski jako „państwa z kartonu”.
Popularność haseł z tekturowych tablic w internecie pokazuje również, że operowanie sloganami rodem z memów (tak charakterystyczne dla młodych osób), staje się również strategią oporu, możliwą do zastosowania podczas masowych strajków w przestrzeni publicznej. Idąc w ślad za mitchellowskim pytaniem „Czego chcą od nas obrazy?” i odnosząc je do transparentów, można byłoby powiedzieć, że zawierają one potencjał do tego, by krążyć i być reprodukowane nie tylko w przestrzeni publicznej pomiędzy protestującymi i przechodniami, ale przede wszystkim posiadają zdolność zagnieżdżenia się w przestrzeni internetowej. Po skończonym „spacerze” (tak protesty w reżimie pandemicznym określają organizatorzy), kiedy karton wraca na śmietnik, slogany zyskują drugie życie w przestrzeni medialnej.
To samo odnosi się do pomników. Mimo że hasła i symbole w błyskawicznym tempie znikają z monumentów, poddając się ciśnieniu wody z myjki, to i tak udaje się im osadzić w przestrzeni mediów społecznościowych. Budują przy tym symboliczną sferę wizualną związaną z protestami i ich reprezentacją. Nie można jednak zapomnieć, że sfera ta została stworzona w określonym celu, jest ona bowiem krzykiem osób, które czują się niesłyszane i niezauważane przez rządzących. Gra toczy się więc przede wszystkim o widzialność protestujących, a pomniki i kartony stają się tylko medium do przenoszenia napisanych nań wiadomości i symboli skierowanych ku przechodniom i użytkownikom mediów społecznościowych.
Ten potencjał medialny, tkwiący w publicznych wizerunkach utożsamianych z władzą, nie powinien dziwić. W ciągu ostatnich lat przedstawiciele polskiego obozu rządzącego nie zawodzą jeśli chodzi wybór projektów nowych pomników z zawartym w nich potencjałem „memogennym”, jak polska publiczność mogła obserwować w ciągu ostatnich miesięcy. Za przykład niech posłuży realizacja Zatrute Źródło Jerzego Kaliny, powstała na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie. Ten sympatyzujący z obecną władzą artysta, stworzył rzeźbę przedstawiającą Jana Pawła II unoszącego głaz. Realizacja ta wprost odnosiła się do rzeźby Maurizio Cattelana z 1999 roku, zatytułowanej La nona ora. Praca włoskiego artysty, przedstawiająca przygniecionego papieża, wywołała niemały skandal w środowisku konserwatywnych polityków, a sam wizerunek na dobre zagnieździł się w polskiej kulturze wizualnej. Memiczna rzeźba Kaliny stanowi więc zadośćuczynienie Janowi Pawłowi II za „zbezczeszczenie” wizerunku świętego przez zagranicznego rzeźbiarza, dając przy tym wyraz esencji kompleksów rządzących Polską polityków.
Ciekawy jest jednak fakt, że monumenty zawłaszczane w ostatnich latach przez polskie władze, w nowych okolicznościach, jakie przyniosły protesty, stały się platformą do wypowiedzi osób od kilku lat demonizowanych i niesłyszalnych. To tak, jakby od zupełnie niespodziewanej strony otworzona została dyskusja o roli i znaczeniu niewygodnych w Polsce pomników. Jednak w kraju nad Wisłą ma ona swój specyficzny charakter.
Jak pisze Łukasz Zaremba w książce Obrazy wychodzą na ulicę. Spory w polskiej kulturze wizualnej, „po 1989 roku brakowało wyraźnego ikonoklazmu usuwającego pozostałości po komunizmie. Sytuacja rozłożona została w czasie, a sytuację zmienił PiS [Prawo i Sprawiedliwość – obóz rządzący od 2015 roku – przyp. Autora], który na masową skalę usuwał wizerunki pozostałe po komunizmie. W międzyczasie place przykościelne zapełniły się pomnikami papieża Polaka oraz fundacjami tablic smoleńskich [powstałych po Katastrofa polskiego Tu-154 w Smoleńsku w 2010 roku – przyp. Autora] i wizerunków Lecha Kaczyńskiego [ówczesnego prezydenta, brata Jarosława Kaczyńskiego, który zginął w katastrofie lotniczej w Smoleńsku w 2010 roku]”. Nie dziwi więc fakt, że również na tych nowych realizacjach w przestrzeni publicznej, towarzyszących ideologicznemu kierunkowi panującej władzy, swoje emocje wyładowują protestujący.[1] Zaremba odpowiedzi na narastającą liczbę powstających pomników związanych z ideologicznym kierunkiem rządu szuka w „krytycznym ikonofilstwie”, wytwarzającym nowe wizerunki oraz w sprzeciwie wobec prawicowego rozmachu władzy (co w opinii autora nie oznacza, że te nowo powstałe pomniki należy obalać). W tej chwili strajkujący Polacy korzystają z obydwu rozwiązań.
Z kolei Karol Sienkiewicz na łamach Dwutygodnika, w lipcu 2020 roku pisze, że interwencja na pomniku Tadeusza Kościuszki w Warszawie (na którym pojawił się napis „Black lives matter”, w jego opinii odnoszący się do wartości jakim hołdował generał Armii Kontynentalnej) czy zeszłoroczna 11. edycja festiwalu Warszawa w Budowie pt. Pomnikomania (starająca się znaleźć krytyczną alternatywę dla wzrastającej liczby nacjonalistyczno-martyrologicznych pomników powstających w Polsce), były tylko przymiarkami do właściwych działań. Sienkiewicz mówi o tym, by pomniki wykorzystywać i by nie były one martwe. Warto dodać, że na odpowiedź nie musiał on czekać długo. Kilka tygodni później, na fali nienawiści skierowanej w stronę osób LGBTQ+ przez obóz rządzący, aktywiści zaczęli wykorzystywać pomniki i umieszczać tęczowe flagi w rękach historycznych postaci. Najbardziej symbolicznym i najczęściej udostępnianym stał się ten przedstawiający Syrenkę – patronkę i opiekunkę miasta.
Krytyczne odpowiedzi, których wypatrywali Zaręba jak i Sienkiewicz, od pewnego czasu rozgrywają się więc na oczach Polaków, w ramach protestów wobec postępującej fali nienawiści ze strony rządu skierowanej w stronę obywateli. Ta kontestacja społeczeństwa objawia się poprzez działania medialne, upowszechnianie symboli i alternatywą wizualność, która w czasach zdominowania sfery medialnej przez obrazy ma niebywałe znaczenie. Protesty o prawo kobiet do aborcji wytwarzają całe spektrum widzialności w postaci symboli, obrazów i wizerunków. To one odcisną się mocniej na świadomości młodych ludzi niż większość niemal transparentnych, często niewygodnych pomników, stojących dziś w miastach. Natomiast na obecność w przestrzeni trwałych symboli wspólnotowych niestety przyjdzie jeszcze długo poczekać.
Imprint
Index | Stanisław Małecki |