Pierwsza: statek
Pomieszczenie trzeba szybko opuścić. Należy się spieszyć, biec w kierunku wyjścia na pokład. Najbliższe znajduje się na lewo od schodów, o, tam… tam przy korytarzu wyłożonym lustrami. Niech tylko nie zmylą one nikogo. Za nimi już dalej prosto. Jeszcze wczoraj w ładowniach tłoczyło się tylu, że kolejny dzień w tym nieludzkim ścisku dusił nadzieję na wodę i jedzenie. Bywało, że trzydziestu dziennie umierało, bo głód i wycieńczenie. Ci, którzy mają jeszcze siłę, w panice próbują wydostać się na górny pokład. Mija dwunasta minuta od uderzenia, kiedy poszły pociski armatnie i dziesiątki rakiet. Nie było czasu na liczenie. Dwadzieścia, trzydzieści uderzeń może… Dym idzie w niebo kilkoma smugami, przechył na prawą burtę staje się coraz bardziej poważny. Z daleka trudno rozpoznać, czy dymi tak SS Thielbek, czy Cap Arcona. Kolejne minuty i Thielbek osuwa się w morze. Stopniowo niknie, pozostawiając wokół oderwane elementy wyposażenia, dryfujące ciała i kilku walczących o przeżycie. Za kilka dni zapytają, co z niego pozostało. W morzu spodziewano się znaleźć zapas przeszłości.
W Zatoce Neustadt cumowały parowce: handlowe Thielbek i Athen oraz pasażerskie Cap Arcona i Deutschland. W ich ładowniach na poobozową przyszłość czekali więźniowie ewakuowani z obozu koncentracyjnego Neuengamme w Hamburgu. Na tych z kolei czekały bomby zrzucone przez alianckie siły RAF. Perfidna pomyłka. Gdy skakali do wody, ogień armatni nie gasł. W Museum der Stadt Neustadt in Holstein (Muzeum Miasta Neustadt w Holsztynie) przechowywana jest najpewniej jedyna zachowana fotografia katastrofy z 3 maja 1945 roku, katastrofy owianej tajemnicą. Na pierwszym planie fragment uchylonego okna, dalej przybrzeżny krajobraz, a w tle majaczące sylwetki statków, zlane w jeden kształt. Morze wypluwało na ten brzeg ciała zabitych, które alianci kazali grzebać w masowych mogiłach. Miejscowym.
Zapomnienie jest stanem, w którym nie jesteśmy świadomi ani czasu, ani przestrzeni. Zapominamy o ich granicach.
Druga: szlam
To spec od kamuflażu. Rozpuszcza ślady i ukrywa szczątki. Kryminolog nazwałby go milczącym świadkiem, materia mułu bowiem niepozornie znosi z powierzchni dowody wydarzeń. Poprzez swoją sprawczą erozyjną naturę i sobie znane prawa nie tylko zaciera, uszczelnia, nakłada na siebie, czy też konserwuje pozostałości historii, lecz daje schronienie niewygodnym dowodom i przechowanie osobistym pamiątkom. Trzeba się jednak do nich dokopać.
Osiemset ton szlamu, które uformowało cmentarzysko katastrofy SS Thielbek. Osady przeczesywane z jednego poziomu morskiego grobowca do kolejnego, z jednej warstwy do następnej. Po czterech latach od zatonięcia statek został wyciągnięty, a wraz z nim wywleczono na brzeg pokłady błota, mulaste kożuchy, naleciałości i ustoiny, by zacząć w nich grzebać, przecedzać, segregować. Wydobyć wszystko, co mogło przetrwać – ludzkie kości, łyżki, przedmioty pozwalające zidentyfikować sto dwadzieścia dwie osoby. Te czynności, prowadzone przez wynajętą prywatną firmę, przypominały precyzyjną selekcję mienia obozowych więźniów: na jednym stosie ubrania, na drugim opróżnione walizki dopiero co przetransportowanych, którzy zmierzali w przeciwnym kierunku. Tuż obok rodzinne srebra, biżuteria, kosztowności, złote zęby. Nic nie idzie na zmarnowanie. Wszystko wyjedzie do Rzeszy, a hitlerowcy z każdej rzeczy zrobią użytek. W szlamie nie ma skarbów. Statek zostaje oczyszczony z dowodów wypadku i przemianowany na Reinbek, następnie sprzedany przez firmę spedycyjną Knöhr and Burchard nowemu armatorowi, który zarejestruje go w Panamie. Statek jeszcze dwukrotnie zmieni nazwę, na Magdalene oraz Old Warrior.
Wzięła do ręki pewne urządzenie optyczne. Sprawia ono, że obrazek wydaje się lekko zniekształcony, powiększony i odległy w czasie, jak wspomnienie z podróży. Zagadkowy jak zarys nowego, niewielkiego lądu. Przesunięcie skali: kręgi na powierzchni, niczym fale po kapnięciu kropli wody, rozchodzą się płynnie. Ponowne przesunięcie skali: Bałtyk. Współrzędne 54°04′18″N 10°50′24″E to punkt, który ocalałym jawił się jako tymczasowy ląd na drodze do ojczyzny, punkt tranzytu, prowizoryczna poczekalnia. Z prawie trzech tysięcy oczekujących przeżyło pięćdziesiąt osób.
Trzecia: ten człowiek z rękami w górze
Czy wszystkie katastrofy statków wyglądają podobnie? Najpierw przychodzi dźwięk. Huk pękającego poszycia podczas zderzenia ze skałą, lodowcem, kilkukrotne wybuchy po ataku podwodnych torped, myśliwskich bombowców lub pożar w sterowni… Prędzej czy później wybuchnie też panika, chaotyczna bieganina i krzyk. Gorączkowe poszukiwania szalup ratunkowych i drogi ewakuacji na wyższe pokłady. Ucieczka przed przybierającą wodą. Niektórzy po prostu skaczą do morza, pozostawiając białe rozbryzgi, więcej ich nie widać, a masywny korpus statku osuwa się w głębinę. W tle majaczy ta sama zatoka, pozornie niewiele się dzieje na horyzoncie.
Statek to miejsce pozbawione miejsca, największe źródło wyobraźni i heterotopia per se. W cywilizacjach pozbawionych łodzi marzenia wysychają – pisał Michel Foucault. Do Thielbeka, zacumowanego z niesprawnym sterem w Zatoce Neustadt, ocaleńcy z Neuengamme szli w marszach śmierci i jechali wagonami towarowymi. Na załadunek oczekiwali w ogonkach wraz z ponad dwustoma strażnikami z obozu. Ci podzielili ich los. Thielbek i pozostałe trzy transportowce floty więźniarskiej to przestrzenie złudzenia, pozwalające na trwanie w przekonaniu, że wszystko jest pod kontrolą.
Luksusowe wnętrza, aksamitne fotele i lustra… Szczególnie te ostatnie byli więźniowie przywoływali jako najokrutniejsze. Pokazywały im prawdę o nich samych. Realia wynędzniałej fizjonomii, wielomiesięcznego głodu, fizycznego i psychicznego wyniszczenia. Nie było jak odwrócić wzroku.
H.N.5 515 (Film-sen) to inwentarz filmowych i fotograficznych kadrów, niejednoznaczna (re)konstrukcja możliwych wydarzeń.
Czwarta: lista
– …kim był Marian?
– …brat dziadka. Pojechał transportem do obozu w Hamburgu. Tam był niemiecki przemysł zbrojeniowy, często ostrzeliwany, dlatego brali tylko więźniów do pracy. W 1945 roku Niemcy załadowali ich na zaminowany statek i tak się to skończyło.
Sława Harasymowicz, Samozanik głosu (2017)
Kim był Marian? Więźniem obozu Neuengamme w Hamburgu, dzielnicy, w której dekadę temu nie było ani jednej szkoły. Zatrudnionym w obozowym warsztacie przy składaniu części do niemieckich rakiet przeciwlotniczych. 12,5 × 42 m – tyle mierzył barak montażowy wybudowany przez firmę Deutsche Messapparate GmbH (Messap) na północ od obozu SS. Szeregowe biurka w baraku komanda Messap służyły za laboratoryjne pulpity do produkcji zapalników czasowych do granatów, miniaturowych detonatorów, liczników. Mechanizmów wartych precyzji zegarmistrza. Kunsztowna to robota, niemal benedyktyńska. I nieprzypadkowe skojarzenie: latem 1942 roku komando rozpoczęło współpracę z producentem zegarów ze Schwarzwaldu – firmą Junghans. W dłoni szkło powiększające i pęseta, skąpe światło sączy się z przytwierdzonej do stolika lampy. Wytężony wzrok, natarczywe bóle głowy. Obrazy nakładają się na siebie, rozmywają. Oczy nie wytrzymują napięcia.
W sąsiedztwie komanda Messap stał zakład produkcyjny hamburskiej fabryki silników Carl Jastram. Oprócz przeprowadzania konserwacji i napraw silników okrętowych zatrudnieni więźniowie przerabiali i produkowali części do torped podwodnych. Tu też panuje precyzja i kunszt, lecz mierzone w innej skali. Na listach brak nazwisk, brak numerów. Drobiazgowa praca nie nosi imion i nazwisk. Widnieją za to nazwy stopów metali, pierwiastków, substancji, nazwy elementów montowanych mechanizmów, nieczytelne i nieuporządkowane jak odpady procesu produkcji.
Piąta: jak ocenić zniszczenia po nalocie bombowym
Lotniczy radar – jak szklana kula do przepowiadania przyszłości lub mały kulisty przedmiot na biurku, w którym pomieszczony jest kawałek świata. Czy precyzyjnie zdefiniuje cel ataku? Wskaże dokładne położenie? Poda wiarygodne dane? Potęga urządzeń optycznych, ale w rękach człowieka. Te przesunięcia skali i raptowne przeskoki przestrzenne – z widoku Bałtyku na stół w pokoju – uwalniają poszczególne obrazy od jednoznaczności, wyposażają je w nadwyżkę. Fotografie niedokładnych powtórzeń.
Trzeciego maja 1945 roku atak brytyjskich bombowców Hawker Typhoon zatopił trzy statki: Cap Arcona, Deutschland i Thielbek. Jak doszło do tej pomyłki? Kto wydał rozkaz ostrzału, myląc flotę więźniarską z niemieckimi transporterami wojskowymi?
Nadmierne obcowanie z niedokładnymi powtórzeniami, te ćwiczenia, w których związek danych percepcji i nazywania rozluźnia się lub zanika, przeciążają oko patrzącego. I wiedzie nasze oko na manowce. Bo czym jest na przykład to jaśniejsze koło w prawym dolnym rogu – materią morza widzianą ze zbyt bliskiej odległości? Od szklanej kuli, szkła powiększającego, tarczy zegara do ciał astralnych… Od najmniejszych do największych składników świata.
Tekst towarzyszy wystawie Sławy Harasymowicz Zatoka, Kuratorowanej przez Anne Hornik i Martę Przybyło w Fundacji Archeologia Fotografii.
Imprint
Artist | Sława Harasymowicz |
Exhibition | Zatoka |
Place / venue | Fundacja Archeologia Fotografii, Warszawa |
Dates | 19 November 2020 – 31 January 2021 |
Curated by | Anna Hornik, Marta Przybyło |
Website | faf.org.pl/ |
Index | Anna Hornik Fundacja Archeologia Fotografii Magdalena Ziółkowska Marta Przybyło Sława Harasymowicz |