Czytałam kiedyś recenzję wystawy w Galerii Arsenał, w której napisano, że Białystok to „ciągle wycieczka na jeden dzień”. Przyznaję, że dopiero odkąd sama przeprowadziłam się na Podlasie, zastanawiam się, co wobec tego z osobami, które tutaj żyją. Czego nie widać z perspektywy centrum? Czy w dziedzinie sztuki współczesnej dzieje się tutaj coś poza produkcją wystaw? A przede wszystkim – jaka jest społeczność artystyczna Podlasia, gdzie jej szukać i kto ją konsoliduje?
Na sieci regionalnych (międzyludzkich i międzygatunkowych) relacji opierał się wyreżyserowany przez Katarzynę Hertz projekt Wakacje od piekła. Trzydniowy inscenizowany utwór sensoryczny miał premierę w chłodnym, w bardzo gorące wówczas dni, budynku starej elektrowni (obecnie jednej z siedzib Galerii Arsenał). Dzieło Katarzyny Hertz przypominało bardziej plan filmowy niż przestrzeń sztuk wizualnych. Nie było tam poukładanych starannie eksponatów ani rozklejonych na ścianach intelektualnych łamigłówek. Umieszczona przy wejściu do galerii mapa kierowała do miejsc odprawiania poszczególnych rytuałów. Uczestniczki i uczestnicy mogli poruszać się swobodnie pomiędzy stanowiskami i korzystać z oferowanych przy nich zabiegów, stając się częścią utworu. Razem z nimi po całej przestrzeni wystawy snuło się kilka małych żółtych piesków. Monumentalną halę główną wypełniały suche dziewanny, a filmowy efekt potęgowały reflektory z filtrami kolorów, rozpraszające w poszczególnych mniejszych pomieszczeniach czerwone, pomarańczowe, niebieskie lub fioletowe światło.
W asyście ubranych w kostiumy przypominające habity osób można było skorzystać z następujących rytuałów i zabiegów: medytacji, masażu dźwiękiem, nakładania hybryd, rytuału parzenia herbaty, seansu otwierania snów, pokazu filmowego, inhalacji zapachem lilii, a także ze spotkania ze stroicielką i rytuału zakopywania. W hali głównej znajdował się szkielet szałasu potów i stanowisko pracy hybrydziarki, wykonującej upiększające zabiegi na paznokciach. Przy samym wejściu zaparzaczka pewnymi ruchami, w zapętlonym rytuale, rozlewała żółtawy napój do wielu różnych, rozstawionych na całej powierzchni stołu pojemników. Wspólnie z innymi gośćmi wystawy można było wziąć udział w sesji medytacyjnej jogi z muzyką relaksacyjną w tle. Niewielkie, oświetlone na niebiesko pomieszczenie wypełniał zapach ciętych lilii. Najprzyjemniejszym doświadczeniem był chyba jednak wykonywany techniką ASMR intymny i poetycki masaż dźwiękiem, podczas którego pielaczka odkrywała nasze wewnętrzne rośliny i uczyła nas, jak je pielęgnować. Natomiast najbardziej energetyczny element projektu stanowiła stroicielka – dziwna, stukająca chodakami, śpiewająca, wydająca nieludzkie odgłosy i wchodząca w interakcje ze zwiedzającymi mniszka. Rytuał zakopywania ciała (odprawiany nadal za sowitą opłatą przez przynajmniej jedną podlaską czarownicę) był tu reprezentowany przez usypany na kształt grobu kopiec ziemi, w który powtykano poruszające się delikatnie pod wpływem ruchu powietrza wiatraczki.
Współtwórczynie Wakacji, które prowadziły nas przez poszczególne elementy projektu, to w znacznej mierze osoby, z którymi Hertz nawiązała kontakt na Podlasiu. Rodzina artystki pochodzi z regionu, jej dziadek urodził się w Lidzie – mieście położonym w granicach dzisiejszej Białorusi, a szkoły kończył w Wilnie, gdzie została część rodziny. Hertz mieszka na Podlasiu od ponad trzech lat. Wakacje od piekła to część procesu, w którym stara się lepiej poznać i utożsamić z kulturą regionu. Przyjechała tu z Berlina – jak opowiada – w poszukiwaniu własnej historii i tożsamości, zmęczona stapianiem się z tłumem podobnych do niej wykorzenionych, desperacko próbujących dopasować się do wymyślonego standardu artystów. Twierdzi, że porzucając świat przerośniętych ambicji, rywalizacji, zbyt wysokich czynszów i zimowego weltschmerzu na rzecz przebywania na co dzień w otwartej przestrzeni i w bliskości przyrody, zyskała nieznaną sobie wcześniej skalę twórczej i intelektualnej swobody. W regionie poznała też osoby z i spoza relatywnie tutaj małego środowiska artystycznego. Lokalność ma kluczowe znaczenie dla Wakacji od piekła. W roli zaparzaczki występowała Justyna Kisielewska, artystka z Narewki, z wykształcenia malarka po poznańskiej uczelni. Stroicielka to Natasza Topor – lokalna szamanka, śpiewaczka i producentka muzyczna. Ewa Hubar, pochodząca z Białegostoku choreografka, odpowiadała za seans otwierania snów na zmianę z białostockim poetą Michałem Łukaszukiem. Medytację prowadziła Magda Siemaszko – aktywistka i antropolożka zamieszkała od niedawna w Teremiskach pod Białowieżą. Razem z Magdą do Białegostoku przyjechały też wspomniane wcześniej żółte pieski. Masaż dźwiękiem przeprowadzała artystka multimedialna Weronika Lewandowska. Autorka projektu działa intuicyjnie, pozwalając na wytwarzanie się naturalnych relacji pomiędzy zaproszonymi performerkami. Stawia na siostrzeństwo – Wakacje współtworzyły prawie wyłącznie kobiety, a podmiotowość każdej z nich była istotną częścią całości.
Performowane sytuacje nie sprawiały wrażenia reżyserowanych, dzięki czemu odczuwało się tu raczej przyjemność uczestnictwa niż koszmar partycypacji. Tylko od nas zależało, w jakim stopniu zdecydujemy się zaangażować. Refrigerium, jak pisały o projekcie w towarzyszącym mu tekście Katarzyna Hertz i Olga Cielemęcka, to miejsce tymczasowego pocieszenia. Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że pocieszenie jest nam po ostatnich miesiącach potrzebne. Wybuch pandemii, kwarantanna, niepewność ekonomiczna, próby ograniczania wolności obywatelskich i praw kobiet, niewybory, przemoc domowa, kolejne ataki na osoby LGBT+. Czasem, dopiero kiedy pozwala nam się odpocząć, zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, jacy byliśmy zmęczeni. Po raz pierwszy od dawna brałam udział w projekcie artystycznym, który sprawiał wrażenie, jakby został stworzony z myślą o użytkowniczce. Pomagał, przyjmował do tymczasowej wspólnoty, pozwalał odetchnąć. Kiedy ostatnio zdarzyło Wam się naprawdę zrelaksować podczas oglądania wystawy sztuki współczesnej albo, co jeszcze trudniejsze, w trakcie wernisażu? Jedyną prezentowaną na wystawie pracę filmową można było oglądać, zajmując pozycję na wygodnych poduszkach. W wąskim kadrze mała dziewczynka malowała pisakami po ciele leżącej w ogrodzie kobiety. Widać było tylko kolejne pojawiające się na skórze kształty, słychać strzępki beztroskiej rozmowy. Podobnie jak udział w całym projekcie, oglądanie pracy skutkowało przede wszystkim efektem odprężenia.
Umożliwiała go niemal już nieosiągalna w centralnym polu sztuki autentyczność doświadczenia. W Białymstoku artystkom i publiczności udało się coś, co nie byłoby raczej możliwe w Warszawie. Jedną z inspiracji do wykreowania tego rodzaju przestrzeni mogło być powstałe niedawno miejsce regeneracji dla aktywistów w Teremiskach, gdzie towarzysząc uczestniczkom Obozu dla Puszczy Hertz obserwowała konflikt wokół wycinek. Podobne założenia towarzyszyły też tworzeniu Żyjni w Galerii Design wrocławskiego BWA. Niemniej o ile zaprojektowana we Wrocławiu przez BUCK studio designerska przestrzeń wpisuje się estetyką w wielkomiejskie mody, o tyle scenografia stworzona w białostockiej elektrowni robi apokaliptyczne wrażenie.
Jest konkretny powód, dla którego cała obecna tu ezoteryka nie stała się nieznośna. Projekt, chociaż odwoływał się do kliszowych obrazów regionu, pełen był ironii, poczucia humoru i odniesień do stanu globalnego świata. Wakacje od piekła, pomimo wszystkich inspiracji, nie romantyzowały Podlasia. Mieszały się tu nieprzystające do siebie pozornie porządki: spa, salonu kosmetycznego, postindustrialnej przestrzeni, studia jogi, magicznego uniwersum regionu i medialnych doniesień z globalnego świata. Hybrydziarka nie jest przecież postacią przynależną do lokalnej mitologii. Do tego zrobi nam jeden tylko paznokieć i umieści na nim znak ostrzegawczy, na przykład „substancje toksyczne” lub „zbliżające się niebezpieczeństwo”. Na dźwięki muzyki sączącej się w tle seansu jogi nakładają się też fragmenty wypowiedzi Grety Thunberg, Donalda Trumpa i Arnolda Schwarzeneggera…
(…)
It’s untrue. I like the truth.
I just try to ignore it.
You only work well when You really work Your ass off.
We have it totally under control.
We just have to motivate everybody.
This is people’s issue.
So… it’s gonna be just fine.
The consumers have never been so rich.
We have tremendous potential.
I wanna know who are the people that buy.
I wanna know who are the people that buy.
I want this dollar to be strong. I want it to be so powerful. I want it to be great.
It is like… too much impressions. Too many impressions.
I want to take a few steps back.
(…)
Szałas potów był tylko szkieletem, obietnicą. Nie można było skorzystać z tego oczyszczającego rytuału, chociaż artystki wiedziałyby, jak go przeprowadzić. Zapach lilii może kojarzyć się też z zakładem pogrzebowym, a kostiumy mniszek – z opresyjnymi społeczeństwami znanymi z niektórych seriali. Nawet napój rozlewany do czarek przez zaparzaczkę niemal w całości przelewał się z nich przez dziurawy stół do umieszczonego pod spodem przejrzystego pojemnika, pozostawiając w widzach wrażenie nienasycenia. Do wykreowanej tu sennej, oderwanej od codzienności atmosfery przedostawały się fragmenty globalnej rzeczywistości, łącząc się z elementami lokalnego świata i wyobrażeń o nim w, wydawałoby się, absurdalne konstelacje. Z tym wymiarem wydarzenia splatały się też przejawy pandemicznej rzeczywistości. Masująca dźwiękiem pielaczka siedziała w końcu za potężną szybą z pleksi, a obsługa i uczestniczki wydarzenia przemieszczały się po galerii w zasłaniających twarze maskach.
Chociaż artystka nazywa w naszej rozmowie Podlasie miejscem „bezczasu”, to właśnie usytuowanie go w teraźniejszości stanowiło wartość całego przedsięwzięcia. Dwie dekady temu Dipesh Chakrabarty tłumaczył w Prowincjonalizacji Europy, jak historyzm oparty na ideologii rozwoju umożliwił europejską dominację nad światem. Sprawił, że nowoczesność była nie tyle globalna, ile nabierała globalnego charakteru z upływem czasu, jako że swój początek miała w Europie, po czym rozprzestrzeniła się poza nią. Inne miejsca na świecie wytwarzały własne wersje tej samej narracji, oparte na schemacie „najpierw w Europie, potem gdzie indziej”, zastępując Europę lokalnie skonstruowanym centrum. Mieszkańcom prowincji przypisano w tej czasowej strukturze miejsce „gdzie indziej”, uznając ich praktyki życia za anachroniczne. Jeden z cytowanych przez Chakrabartiego badaczy nazwał to zjawisko „odmową jednoczesności”. Siła Wakacji od piekła polegała tymczasem właśnie na akceptacji jednoczesności istnienia Donalda Trumpa, Grety Thunberg, pielaczki, głosicielki i stroicielki. Te ostatnie nie były tu postrzegane jako pozostałości przeszłości, ale równoprawne podmioty teraźniejszości, w której możliwy jest biogram zaczynający się od słów „szamanka i producentka muzyczna”. W swojej książce Chakrabarty dowodził także, że bogowie oraz inne nadprzyrodzone siły sprawcze obecne w praktykach tak zwanego zabobonu nigdzie do końca nie wymarły. Przekonywał, że są egzystencjalnie współczesne ludziom, a kwestia bycia człowiekiem zawiera element współistnienia z nimi. Te wiejskie, niezsekularyzowane praktyki życia, uznające sprawczość sił nadprzyrodzonych, Kasia Hertz jednocześnie eksponowała w swoim projekcie i łączyła z aktualnymi wydarzeniami globalnej polityki, uciekając od wpisywania ich w romantyczną narrację powrotu do wyidealizowanej przeszłości. Zamiast tego stworzyła sieć zależności, w której funkcjonowali obok siebie Arnold Schwarzenegger i podlaskie szeptuchy.
Obecne tu praktyki wspólnotowości, budowania lokalnych relacji i troski mogły dawać nadzieję w apokaliptycznym anturażu, ale artystka nie stara się dowodzić, że lokalne rytuały są alternatywą dla globalnych stylów życia. Trudno powiedzieć, czy chce nas przekonać, że możemy się od Podlasia czegoś nauczyć. W rozciągniętym w czasie procesie poszukuje raczej sposobów komunikacji między różnymi społecznościami. Mogłyśmy i mogliśmy więc odpoczywać tu do woli, ale ze świadomością, że eskapizm nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Na wakacjach od piekła nie sposób było zapomnieć, że możliwość ucieczki przed globalnymi zagrożeniami w magiczne Podlasie jest złudzeniem. Oferuje, jak napisały artystki, tylko tymczasowe pocieszenie. Cóż, dziękuję za nie.
Dziękuje Kasi Hertz i Magdzie Siemaszko za rozmowy, które pomogły w napisaniu tego tekstu.
Imprint
Artist | Kasia Hertz (reżyserka); udział brały: Ewa Hubar, Justyna Kisielewska, Weronika Lewandowska, Natasza Topor, Anastazja Bernad, Magdalena Siemaszko |
Exhibition | Wakacje od piekła |
Place / venue | Galeria Arsenał elektrownia, Białystok, Polska |
Dates | 14–16 sierpnia 2020 |
Photos | Janek Szewczyk |
Website | galeria-arsenal.pl/ |
Index | Anastazja Bernad Arsenal Gallery in Białystok Ewa Hubar Justyna Kisielewska Kasia Hertz Katarzyna Różniak Magdalena Siemaszko Natasza Topor Weronika Lewandowska |