8 September 2020

[PL] Fantazja powieści

David Maroto
[PL] Fantazja powieści

W latach 2016–2018 przy wsparciu Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie zamówiliśmy – Joanna Zielińska i ja – u Alexa Cecchettiego powieść artystyczną. Alex zaproponował projekt przewidujący pięć performansów oraz wystawę, wszystko to w celu stworzenia fabuły, która docelowo miała posłużyć do napisania powieści kryminalnej pod tytułem Tamam Shud (luźno osnutej na kanwie Rubajjatów Omara Chajjama i tajemnicy człowieka z Somerton). Równolegle z rozwojem projektu prowadziłem badania nad twórczymi procesami, jakie towarzyszyły powstawaniu powieści artystycznej. Najodpowiedniejszym sposobem ich opisania okazała się forma fabularna. Innymi słowy, napisałem powieść o powstawaniu powieści artystycznej, zatytułowaną The Fantasy of the Novel (Fantazja powieści). Jej bohater znajduje się w sytuacji detektywa próbującego zrozumieć, w jakich okolicznościach artysta decyduje się pisać i jak coś takiego jest możliwe w kontekście artystycznym. Wydarzenia, które miały miejsce podczas produkcji Tamam Shud, zostają tu poddane fabularyzacji, a ich uczestnicy (artysta, kuratorzy, redaktorzy, publiczność) stają się postaciami przemawiającymi własnym głosem i posiadającymi własne, niejednokrotnie sprzeczne pragnienia.

W ostatnim czasie Mousse Publishing wydało Fantazję powieści jako kolejną część dwutomowej publikacji The Artist’s Novel: The Novel as a Medium in the Visual ArtsPoniższy fragment pochodzi z dziesiątego rozdziału Fantazji powieści, zatytułowanego Przewoźnik w Hadesie i jest opisem piątego epizodu, który miał miejsce w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego w czerwcu 2017 roku.

Ostatni, piąty performans wchodzący w skład projektu Tamam Shud, poprzedzający wystawę i publikację powieści, nosił tytuł Spacerując tyłem. Polegał na jednoosobowym trzydziestopięciominutowym spacerze z przewodnikiem po ogrodzie botanicznym. W roli przewodników występowało pięcioro performerów plus Alex, zatem w ciągu godziny mogło odbyć się sześć takich spacerów. Łącznie w przewidzianym czasie (29 i 30 czerwca w godzinach 17:00–21:00) udział w wydarzeniu wziąć mogło czterdzieści osiem osób. Alex przygotowywał performerów przez trzy dni przed występem. Jak wiele jego wcześniejszych prac, Spacerując tyłem nie było premierą; prezentował już ten projekt wcześniej w innym miejscu. Teraz jednak, w kontekście procesu pisania powieści kryminalnej, miał on nabrać nowych znaczeń.

Kiedy około trzeciej po południu dotarłem do ogrodu botanicznego, pani w budce przy wejściu zaczęła krzyczeć: „Panie, panie!” Zanim zdążyłem uświadomić sobie, że nie kupiłem biletu, na pomoc pospieszył mi Michał, asystent Joanny, a teraz także jeden z performerów Alexa. Uspokoił panią kasjerkę i wyjaśnił jej, że jestem częścią tej dziwnej grupy chodzących tyłem po ogrodzie, a potem poinformował mnie, gdzie znajdę Alexa. Ogród jest na tyle duży, że łatwo stracić kogoś z oczu. Idąc ścieżką między klombami, przypomniałem sobie, jak szaro i smutno wyglądał podczas naszego rekonesansu w kwietniu. Teraz, pod koniec czerwca, pysznił się w blasku słońca. Minąłem dwoje przygotowujących się do występu performerów: szli tyłem, starając się utrzymywać równą odległość, nieprzekraczającą jednego metra. Osobą prowadzącą była zawodowa aktorka (szczupła, młoda blondynka; później dowiedziałem się, że ma na imię Monika), która szeptem coś opowiadała, wskazując na tę czy inną roślinę. Było jasne, że próbują od jakiegoś czasu, bo szli równiutko, krok w krok.

W oddali dostrzegłem Alexa; przekazywał jakieś wskazówki innemu wykonawcy, którym był chyba Charlie. Chociaż sam zasugerowałem zaproszenie go do udziału w projekcie, osobiście jeszcze się nie poznaliśmy. Brytyjski akcent, słyszalny, gdy powtarzał kwestie do zapamiętania, pozwolił mi go zidentyfikować. Alex stał za nim, wyjaśniając mu, jak ma wymawiać określone słowa:

– Cieeeń, ssschronienie, pocałuuunki, wiaaara, ciiisza.

Byli tak pochłonięci tym, co robili, że nie zauważyli mojego nadejścia; zareagowali dopiero, gdy byłem na wyciągnięcie ręki.

– O, cześć Davidzie – powiedział Alex. 

Wymieniliśmy kilka zwyczajowych uwag, a potem oni wrócili do próbowania: szli tyłem, Alex w roli przewodnika, recytując tekst, którego Charlie miał nauczyć się na pamięć. Ruszyłem za nimi, trzymając się na tyle daleko, by im nie przeszkadzać, a jednocześnie na tyle blisko, by słyszeć, co mówią. Alex był bardzo skupiony; do mnie się nie odzywał, właściwie nie zauważał mojej obecności. Podziwiałem jego zdolność koncentracji; ja na jego miejscu zagadywałbym do kuratora, który mnie zaprosił, nawet jeżeli groziłoby to wypadnięciem z rytmu.

Zatrzymali się pod lipą i Alex powiedział:

– Ma liście w kształcie serca. Są jadalne, podobnie jak kwiaty, a nawet kora. Wywar z tej ostatniej ma działanie uspokajające.

Ruszyli dalej, ale zaraz zatrzymali się przy cisie. Charlie dotknął jego igieł, a Alex mówił:

– Nie oblizuj palców, nie ssij. Jedna kropla jego soku zabiła króla Hamleta. Jedna strzała z jego drewna zabiła Ryszarda Lwie Serce. Kiedy Dante dotarł do bramy piekła, to jak sądzisz, przez jaki las szedł? Z drewna cisu był sporządzony pierwszy łuk. Nigdy pod cisem nie odpoczywaj, bo zobaczysz rzeczy, których nie ma, usłyszysz opowieści, które nie są prawdziwe, wypowiadane przez głosy, które nie wychodzą z ust. Nie śpij pod tym drzewem, bo się nigdy nie zbudzisz.

A więc przeciwstawienie lipy, symbolizującej opiekę, troskę i miłość (które kojarzyłem z wartościami, jakie Alex przypisywał swojej zmarłej matce), i cisu, związanego z postacią ojca Hamleta i konotującego śmierć, truciznę i przemoc. Chociaż Szekspir nigdzie nie pisze, że ojca księcia Danii zabiła trucizna z soku cisu (wspomina raczej o tajemniczej substancji zwanej blekotem), to według Alexa objawy, które Duch zmarłego króla opisuje synowi, właśnie do cisu pasują:

[…] kiedym raz po południu jak zwykle w ogrodzie
Bezpiecznie zasnął, wkradł się stryj twój z flaszką
Zawierającą blekotowe krople
I wlał mi w ucho ten zabójczy rozczyn,
Którego siła tak jest nieprzyjazna
Ludzkiej naturze, że jak żywe srebro
Przebiega nagle wszystkie drogi, wszystkie
Kanały ciała i jako sok kwaśny
Wlany do mleka ścina wnet i zgęszcza
Wszystką krew zdrową. Tak było i z moją;
I wraz plugawy trąd, jak u Łazarza,
Wystąpił na mnie i brzydką skorupą
Pokrył mi całe ciało.
Tak to śpiąc, ręką brata pozbawiony
Zostałem życia, berła i małżonki[1].

Myśl przebiegła mi przez głowę: czy człowiek z Somerton również zginął od taksyny, alkaloidu zawartego w cisie? Policja uznała otrucie za przyczynę zgonu, ale samej trucizny nie udało się zidentyfikować. Przez jakiś czas myślałem, że była to rycyna – bez jakiegoś szczególnego powodu, po prostu była to jedyna niewykrywalna trucizna, jaką znałem (z serialu Breaking Bad). Okazało się jednak, że ślady zatrucia taksyną również mogą być niemożliwe do wykrycia, zatem Alex mógł mieć rację zarówno co do króla Hamleta, jak i do człowieka z Somerton. Ciekaw byłem, czy rozwinie ten wątek w swej powieści.

Co on powiedział? „Jedna strzała z jego drewna zabiła Ryszarda Lwie Serce. Z drewna cisu był sporządzony pierwszy łuk”. To było już drugie nawiązanie do łuków w jego opowieści. W pierwszym epizodzie performansu mówił: „Chciałbym, by moim ostatnim wspomnieniem było, jak stoję w objęciach mamy […], celując z mojego małego łuku w odległy stóg siana. «Strzelaj, chłopcze, strzelaj. Jeżeli trafisz, mamusia da ci to, czego tak bardzo pragniesz»”. Alex jako mały chłopiec, obok jego matka, i strzała, która zabiłaby króla. A co byłoby nagrodą, czego tak bardzo może chcieć dziecko? Trudno o motyw bardziej edypalny.

Szliśmy dalej. Po jakichś dwudziestu metrach Alex i Charlie znowu się zatrzymali.

– Pokrzyk wilcza jagoda. Wszystkie młode damy z Florencji wiedzą, do czego służy – rzekł Alex, wciąż stojąc za Charliem. – Jedna jagódka i twoje oczy zrobią się wielkie i czarne jak bezgwiezdna noc. Dwie, a twoje wargi zrobią się czerwone i pełne, gotowe do pocałunku. Trzy, a uroda kochanka przestanie mieć znaczenie. Serce będzie ci biło, jakbyś była zakochana. Jagody te są na pierwszą noc: twe ciało rozchyli swe płatki niczym kwiat. To pomaga. Pewna dziewczyna pomyślała jednak, że król będzie dużym królem, a noc długą nocą, wzięła więc pięć. Biedna. Podczas swej pierwszej nocy z królem obsikała siebie, łoże i króla. „To mi się podoba – rzekł król. – Możemy jeszcze raz?”.

– Alex, ale ja tu nigdzie nie widzę wilczej jagody – rzekłem.

Wskazał na miejsce kilka metrów dalej. 

– Jest tam, ale tak zmarnowana, że nie mogę pokazać jej widzom, opowiadamy więc tę historię stąd.

Podszedłem bliżej. Miał rację. Liście biednej belladonny doszczętnie obgryzł jakiś szkodnik. Obok rósł podobnie zaatakowany okaz mandragory. Jako dziecko oglądałem film osadzony w czasach średniowiecza, zatytułowany Ciało i krew, zaczynający się od sceny, w której para młodych ludzi spotyka się pod drzewem, na którym dynda wisielec. Dziewczyna kopie w ziemi pod drzewem, wydobywa człekopodobny korzeń mandragory i daje go chłopakowi do zjedzenia, mówiąc, że jeśli dwoje ludzi zrobi to razem, będą się kochać do końca życia. Młodzieniec przystaje na to i wyjaśnia, dlaczego mandragora rośnie w tym konkretnym miejscu: powiadają, że wyrasta z nasienia wisielca, które pada na ziemię, gdy ten przeżywa śmiertelny skurcz. Ciekaw byłem, czemu Alex nie włączył tej rośliny i tego motywu do programu swego spaceru. Skojarzenie mandragory ze śmiercią, miłością i seksem, a także odwołanie do wisielca, jednej z figur tarota, byłoby bardzo w duchu Tamam Shud.

Tak byłem pochłonięty myślami, że nie zauważyłem odejścia Alexa i Charliego. Dogoniłem ich, gdy mijali kępę niskiej krzewinki, a Charlie powtarzał: „Calluna, Calluna, Calluna”. Jak się później dowiedziałem, wrzosu, którego łacińska nazwa tak właśnie brzmi, używano w czasach przed rozpowszechnieniem się uprawy chmielu do aromatyzowania piwa. Piwo wrzosowe, zwane gruit, miało działanie afrodyzyjne i pobudzające, w odróżnieniu od sedatywnego działania piwa chmielowego, preferowanego przez protestantów. Alex nie mówił nic z tego na głos, ale aluzja była wyraźna, dodatkowo podkreślona, gdy przeszliśmy koło winorośli: „Z winogron wytwarza się rodzaj narkotyku, który sprawia, że ludzie pracują za darmo”. Te odniesienia do wina i piwa natychmiast skojarzyły mi się z wezwaniem do cieszenia się przyjemnościami życia, jakie znajdujemy w Rubajjatach[2]:

Wstawać, dzieci, niech każdy swą wychyli czarę,
już usycha powoli słodkie życia wino.

A kiedy niedługo potem minęliśmy klomb z hortensjami i Alex powiedział: „Hortensja, zarówno biała, jak i żółta, nabierze niebieskiego odcienia, gdy rośnie na glebie wapiennej. Ciekawe, kto tu jest zakopany” – od razu przypomniały mi się wersy Omara Chajjama, które zacytował niecały rok wcześniej w e-mailowym zaproszeniu na drugi odcinek performansu:

Cmentarna róża tam jest najbardziej czerwona,
gdzie spija krew zakrzepłą z książęcia mogiły;
i każdy kwiat hiacyntu wyrasta tu z łona
ciał, co kiedyś kwitnące i radosne były.

Wzmianka o hortensji wywołała mimowolne skojarzenie z wierszem Arthura Rimbauda pod tym samym tytułem, w którym powiada: „Znajdźcie hortensję”. Czytałem go dawno temu, będąc mniej więcej w tym samym wieku, w jakim był poeta, gdy go pisał. Dziwne, jak spacer ten, mimo że uczestniczyłem w nim jakby pośrednio, potrafił przywołać tak odległe wspomnienia. Najpierw film Ciało i krew (o którym przez te wszystkie lata zdążyłem całkiem zapomnieć), a teraz Rimbaud, który też zupełnie wyleciał mi z głowy, chociaż był jednym z bohaterów mej młodości.

Dotarliśmy do rozwidlenia ścieżek. Jedna odnoga prowadziła do wejścia do ogrodu, druga do wyjścia. Dołączyli do nas Michał, Monika i pozostali performerzy. Alex wygłosił teraz końcową kwestię, której wszyscy mieli nauczyć się na pamięć:

– Pamiętacie, kiedy pierwszy raz coś takiego widzieliście? Byliście mali, nie umieliście jeszcze chodzić. Wieziono was w wózku i widzieliście tylko te drzewa, te liście, niebo i migotliwe światło. Któregoś dnia, za wiele lat, złożą was na łodzi. Odepchną łódź od brzegu i poniesie was prąd. I widzieć będziecie tylko te drzewa, te liście, niebo i migotliwe światło. Każdy początek zawiera już w sobie swój koniec.

– W tym momencie – ciągnął – odeślecie uczestnika do wyjścia. To będzie koniec performansu. Sami udacie się do wejścia, żeby poczekać na kolejnego widza.

Te słowa brzmiały znajomo; o analogii między narodzinami i śmiercią czytałem w pierwszych rozdziałach szkicu powieści Alexa: „Wszystko poruszało się wstecz, drzewa, liście, chmury, jak na łodzi spływającej powoli w dół rzeki. Kto wie, być może ktoś mnie popychał”. Obraz łodzi w chwili śmierci stanowił kolejny element w układance-rebusie, na którą składały się tropy i odniesienia przewijające się przez zagadkę Tamam Shud. Kojarzył się z rzeką Acheron. Nie mam tu na myśli rzeczywistej greckiej rzeki o tej nazwie, ale tę mitologiczną, przez którą według rzymskiego poety Wergiliusza musiały przeprawić się dusze zmarłych w drodze do Hadesu. Dusze przewoził łodzią Charon, można by więc – spekulowałem – porównać spacer po ogrodzie botanicznym z przejściem do świata pozagrobowego. W końcu skrypt performansu brzmiał: „Kiedy Dante dotarł do bramy piekła, to jak sądzisz, przez jaki las szedł?” Na początku Boskiej komedii Dante błąka się zagubiony po lesie (w którym Alex rozpoznaje las cisowy), zanim nie wyratuje go Wergiliusz i nie zaoferuje się jako przewodnik po zaświatach. Wiemy, że Wergiliusz – nie postać u Dantego, ale rzeczywisty poeta – umiejscawiał wejście do Hadesu w środku mrocznej puszczy. Z tego wynikało, że Spacerując tyłem jest metaforyczną podróżą przez las (w tym wypadku ogród botaniczny), poprzedzającą przejście do świata pośmiertnego, reprezentowaną przez subiektywne spojrzenie widza (duszy zmarłego), który na końcu spaceru odsyłany jest przez przewodnika (Charona) w łodzi. Co ciekawe, ja sam użyłem motywu Dantego zagubionego w ciemnym lesie w mojej powieści artystycznej Koło fortuny. Ogarnęły mnie wątpliwości: czyżby Alex ściągnął ten pomysł ode mnie? Nie, odniesienia do Dantego pojawiły się w jego projekcie już wcześniej, nie mogły pochodzić z mojego dzieła. Aczkolwiek jest w nim scena, gdzie postać o imieniu Set odczytuje następujący fragment Boskiej komedii:

Nel mezzo del cammin di nostra vita
Mi ritrovari per una selva oscura,
Che la diritta via era smarritta[3].

Selva oscura to po włosku „ciemny las”, a frazę nel mezzo del cammin di nostra vita („w połowie drogi naszego żywota”) zrozumiałem jako aluzję do momentu, kiedy mając czterdzieści kilka lat – czyli dożywszy wieku średniego – Dante postanowił całkowicie poświęcić się pisaniu. W Kole fortuny obraz poety zagubionego w ciemnym lesie służy zatem jako wezwanie do działania, mające skłonić bohatera, by podjął radykalną decyzję i zrobił coś istotnego ze swoim życiem – tak jak Dante, który do tego stopnia poświęcił się tworzeniu Boskiej komedii, że koniec dzieła oznaczał koniec jego życia. To samo można powiedzieć o Marcelu Prouście, który pozwolił sobie umrzeć po ukończeniu W poszukiwaniu straconego czasu. Wszystko to pięknie wyjaśnia Roland Barthes w wykładzie Przygotowanie powieści, gdzie wyznaje, że postanowił zmienić swe życie po śmierci matki – tak jak Proust i tak jak Dante po śmierci Beatrycze. Barthes planował napisać powieść, której wstępny tytuł, jak wynika z jego notatek, brzmiał Vita Nuova, co oczywiście kojarzy się z Życiem nowym Dantego.

Przerwałem te rozmyślania, kiedy Alex odszedł z polskimi przewodnikami, by kontynuować przygotowania do występu (sami musieli przełożyć oryginalny scenariusz z angielskiego), zakonotowałem sobie jednak w pamięci, by kontynuować je później. Charlie wrócił do miejsca startu, a ja wraz z nim. Usiedliśmy na ławce przy wejściu do ogrodu; mieliśmy parę minut, zanim Alex znowu go przywoła.

– Jak leci? – zapytałem, czułem się bowiem odpowiedzialny za to, że go w to wszystko wciągnąłem.

– W porządku. Trochę trudno jest zapamiętać dokładną trasę, bo maszerując tyłem, nie widzi się, dokąd się idzie; no i staram się nie zapomnieć tych wszystkich informacji o roślinach.

– Wyobrażam sobie. Mnie, gdybym był przewodnikiem, łatwiej byłoby nauczyć się scenariusza na pamięć, bo znam powód, dla którego pewne rośliny zostały włączone do trasy spaceru. W gruncie rzeczy na miejscu Alexa podałbym wam trochę więcej szczegółów, co, skąd i dlaczego, żebyście mogli lepiej zrozumieć sens performansu, a nie tylko zakuwać pozornie przypadkowy tekst.

– Ach, więc możesz mi powiedzieć, o czym to jest – powiedział Charlie.

– Mógłbym, ale nie zrobię tego. Nie chcę pokrzyżować szyków Alexowi. Z jakiegoś powodu postanowił nic wam nie wyjaśniać. W każdym razie opowiadanie o znaczeniu pracy nie jest w jego stylu. Jeżeli wiem to i owo o tym projekcie, to dzięki własnym dociekaniom, a nie od Alexa. Nie chcę więc zdradzać zbyt wielu informacji, by nie robić zamieszania.

Byłem pewien, że przewodnicy zaangażowaliby się o wiele bardziej w rolę, gdyby powiedziano im więcej o symbolice drzew i o motywach (matka/miłość – ojciec/śmierć) przewijających się przez narrację Tamam Shud. Czy o tym, że niektóre kwestie są bezpośrednio inspirowane Rubajjatami, co można było uczynić bez wyjaśniania, dlaczego akurat ten zbiór czterowierszy autorstwa zmarłego w dwunastym wieku perskiego poety ma zasadnicze znaczenie dla całego projektu. Wyglądało jednak na to, że Charliego aż tak to nie obchodzi. Był zadowolony ze swojej ograniczonej roli, więc nie kontynuowałem wątku.

– Czas, bym zaczynał kolejną rundę – powiedział – i potrzebuję kogoś do oprowadzenia. Pomożesz mi?

– Jasne, chodźmy.

Na początku spaceru tylko Charlie szedł tyłem, więc byliśmy twarzą w twarz. Najpierw zabrał mnie do ogrodu różanego. Opowiadając o zapylaniu, zademonstrował mi je w praktyce, pocierając palcem pręciki kwiatu, a następnie dotykając nosa i języka.

Nie minęło pięć minut od startu, gdy poprosił, bym się odwrócił i zaczął iść tyłem tak jak on.

– Kiedy idziesz tyłem, masz przyszłość na karku, a przeszłość przed sobą i ona stopniowo się oddala. Generalnie możesz powiedzieć jej do widzenia – rzekł Charlie. – Przyszłość jest znana, stajesz się ufny.

Tak, przyszłość jest znana, bo przyszłością jest śmierć, a ty stajesz się ufny, bo wiesz, że umrzesz, więc możesz żyć pełnią życia bez wyrzutów sumienia. Wszystko to zgadzało się z tym, co zalecał Omar Chajjam:

Napełnij swoją czarę! Wśród ognia migotu
w znojnej wiośnie niech spłonie Skruchy płaszcz ponury.
Ptak czasu krótką przestrzeń ma dla swego lotu,
a oto, niecierpliwy, już trzepoce pióry.

Dość dziwnie było iść tyłem, zwłaszcza w ogrodzie, gdzie z naszą ścieżką nieoczekiwanie krzyżowały się inne albo bez ostrzeżenia zaczynał się kawałek pod górę albo w dół. Momentami schodziliśmy ze żwirowanej alejki i kroczyliśmy po ziemi i trawie. Moim jedynym przewodnikiem był głos Charliego; kontakt fizyczny następował tylko wtedy, gdy skierowałem się w złą stronę albo pojawił się niespodziewany zakręt. Iść tyłem, jakie to proste. A jednak jakiż kinowy efekt – człowiek staje się w pełni świadomy własnych ruchów; świat jawi mu się jak operatorowi filmującemu z wózka. Tak jak powiedział Charlie, przeszłość jest cały czas z przodu, niknie w oddali, ale pozostaje obecna. Teraźniejszość zaś jest nieodmiennie zaskakująca. Nowe elementy pojawiają się w polu widzenia: gałęzie, kwiaty, krzewy, a także zdumieni zwiedzający. Spacerując tyłem było pracą autentycznie performatywną, w tym sensie, że nie chodziło jedynie o tekst recytowany przez przewodnika, lecz o cielesne i wzrokowe doświadczenie uczestnika, determinowane przez jego ruchomy, subiektywny punkt widzenia.

Ujrzałem przed twarzą dłoń Charliego; wskazywał na pobliskie drzewo wiśni.

– Gdy byłem starszy, dużo starszy niż dzisiaj, do ogrodu przyszła dziewczyna – rzekł. – Była tak piękna, że zapomniałem, ile mam lat. „Co mogę dla ciebie zrobić, pani?”, zapytałem. „Czy możesz narwać dla mnie wiśni, panie? Spodziewam się bowiem syna”.

Naśladując oba głosy, mówił odpowiednio do mojego lewego i prawego ucha, tworząc rodzaj efektu stereo.

– Co takiego? – pomyślałem. Dziecko oznacza ojca, a ojciec oznacza mężczyznę. Krew nabiegła mi do twarzy i w gniewie odpowiedziałem: „Dlaczego nie poprosisz o to ojca dziecka?”. Odwróciła się z uśmiechem, a drzewo pochyliło najwyższe gałęzie, by mogła zerwać najdojrzalsze owoce. Czy to nie dziwne?

Była to istotnie dziwna opowiastka, ale typowa dla Alexa, gotowego poczuć zazdrość o kogoś, kogo nigdy nie widział.

Następnym drzewem, do którego Charlie mnie zaprowadził, był miłorząb.

– To drzewo jest bardzo stare, ale wciąż chce się rozmnażać. Drzewa nie mają wstydu. Za kilka miesięcy nasiona znajdą się na ziemi, osnówka pęknie i wszystko zapachnie wymiocinami i spermą.

Czytałem gdzieś, że zapach wymiocin, jakim charakteryzuje się osnówka otaczająca nasiono miłorzębu, mógł przed tysiącami lat przyciągać wymarłe już dziś zwierzęta. Ten gatunek jest istotnie bardzo stary; jest jakby ewolucyjnym ocaleńcem z innej epoki. Czy Alexowi nie chodziło tu o nawiązanie do mężczyzn przechodzących kryzys wieku średniego, mających obsesję na punkcie starzenia się i utraty popędu płciowego? O mężczyzn, którzy się starzeją, ale „wciąż chcą się rozmnażać”?

Pogoda zmieniła się i zaczęło mżyć. Była już prawie szósta po południu, więc Alex zebrał wszystkich przy wejściu do ogrodu i ogłosił koniec na dziś.

Wszystkie ilustracje autorstwa Davida Maroto, na podstawie performansów i instalacji z projektu Tamam Shud Alexa Cecchettiego.

Z języka angielskiego przełożył Marcin Wawrzyńczak

Tekst pojawił się w książce Performans pod redakcją Joanny Zielińskiej, wydanej przez Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Warszawa 2020



 

 

 


[1] Hamlet w przekładzie Józefa Paszkowskiego (przyp. tłum.).

[2] Rubajjaty Omara Chajjama w przekładzie Kazimierza Andrzeja Jaworskiego (przyp. red.).

[3] „W połowie drogi naszego żywota
Wpośród ciemnego znalazłem się lasu,
Albowiem z prostej zbłąkałem się ścieżki.”

Boska komedia w przekładzie Antoniego R. Stanisławskiego (przyp. red.).

Imprint

AuthorJoanny Zielińskiej (red.)
TitlePerformans
PublisherCentrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Published2020 Warszawa
Websiteu-jazdowski.pl
Index

See also