Ewa Tatar
Milk me sugar
The purpose of Brud is to replace Brud with a better Brud.
Brud (1970-2038)
Nie jest to pierwsza w Galerii Arsenał w Białymstoku wystawa o języku. Czysty język (2015, kuratorka: Agata Chinowska) dotyczył neutralnej platformy komunikacji, jaką jest skonstruowany przez urodzonego w Białymstoku Ludwika Zamenhoffa język esperanto. W 2014 Slavs & Tatars pokazało Niesforne nosówki. Milk me sugar wychodzi od aktualnej rewolucji: performatywnej pracy w języku na rzecz inkluzywnej rzeczywistości.Rozważa język jako przestrzeń, w której ujawniają się wypierane konflikty. Choć interesuje ją przede wszystkim jak używamy słów w streamingu teraźniejszości i w jakich sprawach zabieramy głos, wprowadza też retrospekcję o języku jako narzędziu odkrytym dla sztuki.
Tytuł wystawy – Milk me sugar – to zdanie-gra i zdanie-metoda. Pochodzi z tekstu Ludwiga Wittgensteina. Filozof interesował się sposobami użycia języka do opisu rzeczywistości. Milk me sugar to zdanie skonstruowane poprawnie gramatycznie, ale wypowiadając je nie uzyskamy efektu (chyba, że naszym celem było wywołanie zdziwienia), bo nie da się wydoić cukru. Takie zdanie może być nazwane nonsensem, ale – jak przewidział w swojej inspirowanej sokratejską ironią metodzie myśliciel – każdy nonsens pokazuje nam granice tego, co możliwe do pomyślenia. A każda granica ma dwie strony: właśnie tę możliwą do pomyślenia, jak i niemożliwą do pomyślenia. To już nie tylko filozofia języka, ale równie inspirująca współcześnie etyka Wittgensteina. Ta niemożliwość bowiem otwiera przed nami nowe, pomaga pomyśleć i opisać świat nie tylko takim, jakim on jest, ale także takim, jakim mógłby być.
Niektóre z prac pokazywane są poza salami wystawowymi. Na fasadzie budynku galerii wisi flaga Yulii Krivich. W Ukrainie zwraca uwagę na to, że w języku polskim samodzielny byt państwowy z określoną tożsamością ciągle funkcjonuje w gramatycznej formie wskazującej na historyczną przynależność tego organizmu do Rzeczpospolitej. Z kolei praca Jany Shostak rozwieszona jest na słupach ogłoszeniowych w przestrzeni Białegostoku jako zaprojektowany przez autorów identyfikacji wizualnej wystawy (Noviki post studio) plakat z deklinacją zapomnianego, ale funkcjonującego w języku polskim rzeczownika „nowak”. Artystka proponuje zamianę stygmatyzującego w dyskusji o migracjach słowa „uchodźca” na bardziej neutralne, będące synonimem przybysza, osiedleńca.
W tonie renegocjacji stylu debaty publicznej, z całą paletą jej emocji oddanej w malaturze płócien, pozostaje biorące na warsztat słowa właśnie malarstwo Jadwigi Sawickiej. Inną pracą wychodzącą od status quo publicznego dyskursu, w tym jej nieoficjalnego wydania – mediów społecznościowych – jest wideo dokumentujące performans pod tytułem Droga osobo czytająca kolektywu Kem. Artyści skupiają się zarówno na momentach językowej przemocy względem mniejszości, jak i momentach troski czy oporu. Zmiany społeczne na rzecz niebinarności i inkluzywności przestrzeni publicznej, w tym rewolucję grzeczności i godności dokonującą się współcześnie w języku, w swoim dowcipnym, stworzonym specjalnie na tę wystawę rysunku-mapie myśli, analizuje Maja Demska. Robi to na przykładzie rozwoju popularności neuratywu „osoba”.
Ważnym wątkiem wystawy jest podmiotowość i to, jak przy użyciu języka ją artykułujemy, negocjujemy, ale też np. odbieramy. Na to zwraca uwagę w swoim performansie dokamerowym pod tytułem Obolałym członkom (Manifest) Ania Nowak. Artystka pokazuje – czy raczej daje usłyszeć – jak wielokrotnie użyty afront staje się wytrychem, traci moc, daje siłę. Podobnie pracuje z językiem piosenka Gejom zespołu Perła i jego starzy, przewrotnie i na pohybel stereotypom zainstalowana w toalecie galerii.
Prace Natalii LL, Barbary Kozłowskiej i Jolanty Marcolli – wszystkie trzy powstały w latach siedemdziesiątych i reprezentują różne wrażliwości sztuki konceptualnej, dziecka tamtej epoki – pokazują ważny moment w historii społecznej i historii sztuki jednocześnie. Wtedy to artystki zaczęły podkreślać płeć wypowiadającego się podmiotu, a jego rodzaj (gramatyczny) uczyniły przedmiotem swojej praktyki. Młodszą siostrą tych strategii będzie malarstwo Martyny Czech i obraz pod tytułem Swoja. Tytuł każe nam widzieć na płótnie nie tylko ilustrację antonimu nieswoja użytego w kontekście nastroju, ale także nieswoją jako obcą.
Płótno Babiego Badalova dotyczy pozycji artysty niereprezentującego kultury bogatej Północy, a chcącego funkcjonować w świecie sztuki skonstruowanym według reguł tejże, więc dokonującego aktu językowej autokolonizacji. Doświadczenie migracji i początków językowych w nowym kontekście kulturowym porusza z kolei zrealizowany specjalnie na tę wystawę utwór muzyczny Larisy Crunteanu. Artystka stworzyła kolekcję słów, a zarazem podjęła próbę wymówienia wspólnego terytorium dwóch języków. Polsko-Rumuńska ballada oddaje doświadczenie akustyczne związane z użyciem w obu językach szorstkich głosek umiejscowionych w tylnej części jamy ustnej i osobiste wrażenie artystki – z daleka – że słyszy rumuński w miejscu polskiego (kiedyś z przyjaciółmi mieliśmy zabawę w tzw. ukryty polski, wyłapywany w popularnych, głównie anglojęzycznych piosenkach).
Wróćmy na chwilę do praktyk historycznych. Pokazywane na wystawie poezja konkretna Stanisława Dróżdża oraz Poezja aktywna Ewy Partum, powstałe odpowiednio w latach 60. i 70., są świetnymi dokumentami momentu historycznego, w którym sztuki wizualne włączają język właśnie do swojego repertuaru środków, anektują go jako jedno z narzędzi sztuki. Ten moment historyczny na wystawie wspierają wychodzące z literatury przykłady z tej samej epoki: kolaż Wisławy Szymborskiej oraz nagrania Mirona Białoszewskiego czytającego swoją neolingwistyczną poezję. Poezja Białoszewskiego to rodzaj narzędziownika do tego, co możemy robić z językiem, przykład tego, jak nim grać. Sekcję ironiczną reprezentuje tu też wiersz Marii Cyranowicz w jego filmowej wersji autorstwa Oli Wasilewskiej, malarstwo Włodzimierza Pawlaka, Pawła Susida czy grafika Twożywa – te ostatnie z Kolekcji II Galerii Arsenał.
Język służy komunikacji. O jej skuteczności albo pozorności opowiadają zarówno Plotka II, rzeźba Przemysława Branasa, zapis konwersacji, jaką Eva Kotatkova prowadziła ze swoją sasiadką zza ściany przy użyciu zostawianych na parapecie liścików, dokumentacja Utwóru konwersacyjnego Didżiapetrisa Gintarasa, łącząca estetykę z technologią intymna wiadomość dźwiękowa od Laurie Anderson (pozytywka-ucho-kolczyk mówiąca do ciebie – jeśli jej dotkniesz – „I’m right behind You: hmmm hold your back or scary”) czy biorąca na warsztat estetykę i etykę small talków, wprowadzająca ciało i psyche widza w dyskomfort instalacja wideo Weroniki Wysockiej pod tytułem Bezpieczne tematy, ukryte motywy i ja na górze. O socjalizacji, między innymi do bycia w języku, traktuje praca Joanny Piotrowskiej Moje Słonko, której choreografia oparta jest o reguły gry z dzieciństwa.
Komunikacja to nie tylko słowa, także sygnały niewerbalne, jakie wytwarzamy wraz z emocjami (nie mogę znaleźć w zakładkach dawno temu czytanego artykułu o tym, że zespół fizyków i neurokognitywistów badając częstotliwości emitowane przez ludzki mózg ustalił, iż wdzięczność jest najbardziej harmonijnym uczuciem). Trochę fizyki wnoszą na wystawę Pieśń nastroju Józefa Robakowskiego, Love songs Wilhelma Sasnala czy malarstwo Fabiena Lédé. Trochę wytchnienia zaś daje praca wideo Okime Emiko, biorąc się za element narządu mowy, jakim w ludzkim organizmie jest właśnie język i luzując nasze napięte mięśnie jarzmowe prostym ćwiczeniem.
Język to nie tylko słowa. Języki wizualne także wytwarzają swoją gramatykę czy leksykę. W tej sekcji sytuowałabym obecne na wystawie prace Wilhelma Sasnala (Anarchia), Tigrana Khachatryana (Nachalo [Początek]), Paula McCarthego (Myszka Miki), tkaniny Aleksandra Sołtysika, kolekcję chust więziennych Stacha Szumskiego czy inspirowany dekoracjami podlaskich synagog i wykonany bezpośrednio na ścianie galerii ołówkiem mural Susanny Harwood Rubin, odsłonięty po ponad 20 latach na niedawną wystawę Wiśnie.
Ostatni, ale nie mniej ważny niż inne blok prac na wystawie, używa języka konstruując opowieści i metafory. David Maroto w formie listu opowiada zasadzoną pestką oliwki o wejściu w historię (rodzinną) swojego wujecznego prapradziada. Kolektyw Łaski przepisuje wątkiem klasowym pisane przez artystów o złożonej etniczności, a będące kanonem polskiej popkultury, międzywojenne szlagiery i tym samym oddaje głos niedoreprezentowanym w kulturze klasom eksploatowanym. Mikołaj Sobczak i Nickolas Grafia w dokumentacji perfermansu Mleczny ząb bawią się konwencjami reprezentacji wampira w popkulturze i mniejszości w dyskursie publicznym. Tomasz Skibicki eksploruje różne wcielenia niesamowitości / dziwności wraz z językowym umocowaniem tych wrażeń. Edyta Adamczak i Michał Mądracki prezentują dokument nakręcony w Brazylii, gdzie podążali śladami ulicznych poetów krzeszących rewolucyjne idee społeczne wśród przypadkowych przechodniów. Ewa Zarzycka w swoich wierszach-rysunkach zaś, przy pomocy najlepszej polszczyzny, dowcipnie i ze swadą, opowiada intymne historie, w tym osobliwych spotkań z literaturą.
Dodam tylko, że zależało mi, aby Milk me sugar gromadziła – bardzo ważne – językowe akty ogrywania traum i przede wszystkim stała za poczuciem humoru w renegocjowaniu rzeczywistości.
Wystawa Milk me sugar zamyka kilka rozproszonych w efektach przygód zawodowych, jakie mogłam przeżyć pracując w Arsenale. Jedną z nich była rezydencja i kwerenda na temat spółdzielczości prowadzona przez Katkę Blajchert. Na wystawie w formie stosu pakowego papieru (mogącego też służyć za plakat) znalazło się podsumowanie badań na temat języka wizualnego ruchu spółdzielczego, manifestującego inkluzywność i równość w tym modelu ekonomii społecznej. Instalacją podsumowującą między inymi naszą trzyletnią współpracę, jest gigantyczny kompostownik znaczeń wyłowionych z monokultur popów i offów, podany w formie szkolnej izby pamięci z aneksem w parku wokół galerii, zbudowany przez białostocko-londyński kolektyw przyjaciół Żurnal Zin.
Wystawie towarzyszy zaprojektowane przez Noviki post studio wydawnictwo, rodzaj czytanki, przedłużenie wystawy do użytku domowego. Poza posłowiem kuratorki zawiera mini antologię poezji neolingwistycznej w wyborze Michała Łukaszuka, przedruki tekstów Włodzimierza Majakowskiego, Jana Stanisława Bytronia, Gertrudy Stein i Adity’i Mandayama z kolektywu Brud oraz dwa eseje napisane specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa. Miłka Malzhan proponuje Balladę o słowach podlaskich. Osobiście moim ulubionym jest wisk, czyli specyficzny, wysoki dźwięk silnie zabarwiony emocjonalnie. Aldona Kopkiewicz zaś pisze o analogiach pomiędzy poezją i polityką oraz o relacjach władzy ustanawianych w języku. Wydawnictwo dostępne jest nieodpłatnie w Galerii Arsenał.
Specjalnie dla BLOK tekst trochę uzupełnionego jeszcze oprowadzania kuratorskiego online.
***
Aldona Kopkiewicz
Władza wieloznaczności
Język od zawsze był narzędziem władzy: moc, a częściej nawet przemoc kształtowania rzeczywistości wiąże się z używaniem języka od zarania ludzkości. Władzą jest wszakże możliwość nadawania nazw, jaką Bóg obdarował Adama. W kulturach posługujących się magią wypowiadano zaklęcia i przekleństwa. Zdolność przekonywania uznawano za podstawowe narzędzie polityczne już w starożytnej Grecji. Władza języka to władza opisywania i tworzenia rzeczywistości, to siła wskazywania prawdy i kłamstwa, to także zdolność wzbudzania emocji i panowania nad nimi. Właśnie z tego powodu poeta i polityk stanowią tyleż imponujące, ile podejrzane postaci naszej kultury.
Władzy poety przypisywano boską lub magiczną proweniencję: głos poety, zwłaszcza ten wieszczy bądź hermetyczny, miał wyrażać to, co ukryte, tajemnicze, zagadkowe. Był więc bliski filozofii i religii. Jego niebezpieczeństwo polegało jednak na tym, że w przeciwieństwie do tych dziedzin silnie wpływał na emocje i wyobraźnię, był w stanie działać tak intensywnie i bezpośrednio, że rozum odbiorcy musiał przed nim skapitulować. Władza polityka była natomiast ziemska i świecka, ale znacznie bardziej rozległa, jej efekty dotyczyły wszystkich, kształtowały całą rzeczywistość społeczną. Władza polityka rozgrywa się między przekonywaniem a manipulacją, dzięki którym nie tylko powiększa własne wpływy, ale i uruchamia szereg zjawisk społecznych, może na przykład prowokować przemoc wśród obywateli. Widzimy to także współcześnie – lecz tylko w wypadku polityków, poeci bowiem stracili wyjątkową pozycję wraz ze zmierzchem romantycznego i awangardowego mitu artysty.
Zarówno w poezji, jak w i polityce chodzi zatem o władzę poprzez słowo, lecz ostatecznie stanowią one skrajnie odmienne, by nie powiedzieć przeciwstawne, dziedziny. Wprawdzie przecinają się one w momencie, kiedy korzystają z wieloznacznych słów, ale poza tym sytuują się na przeciwnych biegunach: poezja daje czytelnikowi wolność, polityka zmierza do podporządkowania obywatela. Znamy oczywiście poezję, która agituje niczym wiecowy mówca, nie o takiej twórczości jednak mowa. Poezja wydaje się interesująca wtedy, kiedy pozwala wybrzmieć tym możliwościom języka, które w mowie codziennej są pomijane ze względu na szybkość i jasność, efektywność komunikacji. Poezja pozwala wybrzmiewać obrazom, dźwiękom, a także doświadczeniom i myślom jednocześnie, zaś sednem tekstu poetyckiego jest wieloznaczność. Im bardziej oryginalne połączenie, im więcej perspektyw wchodzi w grę, tym lepiej – byleby nie osunąć się w całkowity bezsens. Na tym polega cała trudność pisania poezji, tu właśnie mieści się sprzeczność, która sprawia, że poezja jest wyjątkowa: choć jej znaczenie pozostaje niepochwytne, sprawia wrażenie w jakiś sposób prawdziwej. Tym samym stanowi zagadkę, która przyciąga czytelniczkę, pozostawiając jej jednak wolność interpretacji. W ten właśnie sposób wydobywa z niej także ambiwalentne uczucia, domagające się nowego zrozumienia. Zaprasza też do ruchu, do wyjścia ze swojej pozycji, by dzięki wyobraźni poznawać inne rzeczywisości i współczuć z nieznanymi do tej pory ludźmi. Poezja tworzy więc autonomiczną przestrzeń, w której możemy poznawać samych siebie i uczyć się wolności rozumienia, nazywania. Aby tę wolność poczuć, musimy pozbyć się prostych odpowiedzi i pewnych tożsamości.
W przeciwny sposób korzystają z wieloznaczności politycy, zwłaszcza ci, którzy chcą szybkiej i łatwej władzy, i nie brzydzą się ani manipulacją, ani kłamstwem. Korzystają z wieloznaczności po to, by ich perswazja wzbudziła określone postawy, skrajne i jednoznaczne. Jak tutaj rozwiązuje się sprzeczność? Wystarczy wziąć słowo, którego używają grupy dyskryminowane lub mniejszościowe i którego znaczenia dokładnie obywatelnie nie znają, a potem nadać mu własne znaczenie. Następnie należy połączyć to słowo z innym, którego obywatele ci panicznie się boją, i powtarzać je tak długo, aż cała grupa ludzi stanie się wrogiem rządzącej większości. To na tym opiera się demagogia i socjotechnika: na zbitkach słów wyzwalających negatywne emocje, przede wszystkim lęk. Na drugiej szali stawia się tymczasem wizję świata jednoznacznie dobrego i bezpiecznego. Strategii gry z wieloznacznością może być zresztą wiele, ważne jednak, że słowa nieznane stają się jasne, a wieloznaczne – proste. Nie istnieją żadne konteksty, przeciwnie: komunikat odwraca oczy od różnorodnego świata i złożonego wnętrza odbiorcy, oswaja je ostatecznie. Polityk nie obawia się działać bezpośrednio, powtarza więc komunikat do upadłego we wszystkich mediach, tak by słuchaczka poczuła, że jest zrozumiały sam przez się, a od niej niczego się już nie wymaga: żadnego wysiłku, żadnej pracy poznawczej, żadnej refleksji; przecież już rozumie to słowo, cóż innego mogłoby znaczyć? Im szybciej przypisze się światu jeden sens, tym lepiej – wraz z nim jednoznacza staje się także cała reszta słownika.
Paradoksalnie można by więc ująć problem władzy języka tak: by stworzyć społeczeństwo świadomych obywateli, należy nauczyć ich czytać jak najbardziej poetycką poezję: filozoficzną, metaforyczną, wyobraźniową, etyczną. Taką, która nie daje gotowych odpowiedzi; sama zaś stanowi dowód, że przejście przez niepewność wieloznaczności i nieoczywiste piękno to jedyny sposób, by zacząć poznawać prawdę. I nie czekać, że znajdzie się ją w końcu całą i jedną; będzie ona bowiem oddalać się i zbliżać jak sensy dobrego wiersza – ich nigdy nie da się na zawsze przyszpilić.
Imprint
Artist | Aleksander Sovtysik, Ania Nowak, Babi Badalov, Barbara Kozłowska, David Maroto, Edyta Adamczak i Michał Mądracki, Eva Kotatkova, Ewa Partum, Ewa Zarzycka, Fabien Lédé, Gintaras Didžiapetris, Honza Zamojski, Jadwiga Sawicka, Jana Shostak, Joanna Piotrowska, Jolanta Marcolla, Józef Robakowski, Larisa Crunţeanu, Katka Blajchert, Kem, Kolektyw Łaski, Laurie Anderson, Maja Demska, Martyna Czech, Miron Białoszewski, Natalia LL, Nicholas Grafia & Mikołaj Sobczak, Noviki post studio, Okime Emiko, Ola Wasilewska i Maria Cyranowicz, Paul McCarthy, Paweł Susid, Przemek Branas, Perła i jego Starzy, Stachu Szumski, Stanisław Dróżdż, Susanna Harwood Rubin, Tigran Khachatryan, Tomasz Skibicki, Twożywo, Weronika Wysocka, Wilhelm Sasnal, Wisława Szymborska, Włodzimierz Pawlak, Yulia Krivich, Żurnal Zin |
Exhibition | Milk Me Sugar |
Place / venue | Galeria Arsenał w Białymstoku |
Dates | 27 November 2020 – 11 February 2021 |
Curated by | Ewa Tatar |
Website | galeria-arsenal.pl |
Index | Aldona Kopkiewicz Aleksander Sovtysik Ania Nowak Babi Badalov Barbara Kozłowska David Maroto Edyta Adamczak Eva Kotatkova Ewa Partum Ewa Tatar Ewa Zarzycka Fabien Lédé Gintaras Didžiapetris Honza Zamojski Jadwiga Sawicka Jana Shostak Joanna Piotrowska Jolanta Marcolla Józef Robakowski Katka Blajchert Kem Kolektyw Łaski Larisa Crunţeanu Laurie Anderson Maja Demska Maria Cyranowicz Martyna Czech Michał Łukaszuk Michał Mądracki Mikołaj Sobczak Miron Białoszewski Natalia LL Nicholas Grafia Noviki post studio Okime Emiko Ola Wasilewska Paul McCarthy Paweł Susid Perła i jego Starzy Przemek Branas Stachu Szumski Stanisław Dróżdż Susanna Harwood Rubin Tigran Khachatryan Tomasz Skibicki Twożywo Weronika Wysocka Wilhelm Sasnal Wisława Szymborska Włodzimierz Pawlak Yulia Krivich Żurnal Zin |