28 April 2020

[PL] Krótka historia Galerii Foksal w nowej perspektywie

Anka Ptaszkowska
Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal
[PL] Krótka historia Galerii Foksal w nowej perspektywie
Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

Historia tej znanej dziś na całym świecie galerii sztuki, która w latach 60 była, obok Galerii Spalowej w Pradze, jedyną awangardową galerią w bloku państw socjalistycznych, wpisuje się siłą rzeczy w aktualny kontekst artystyczno-polityczny. Wpisuje się jednak w sposób, którego nie przewidzieli jej współtwórcy (o czym niniejszym zaświadczam).

Tradycja Foksalu jest w pewien sposób kontynuowana do dziś przez samą galerię w jej dawnej siedzibie na ul. Foksal, jak również w planie zarówno lokalnym, jak i międzynarodowym, przez Fundację Galerii Foksal przy ul. Górskiego w Warszawie.

Tymczasem zamierzchła historia Foksalu lat 60. niespodziewanie ożyła poza granicami Polski, we Francji, jako swego rodzaju nadzieja na przyszłość.

Wiele razy, do znudzenia, opowiadałam historię galerii Foksal, jej zwycięstwa, porażki, konflikty międzyludzkie i zwykłe ciekawostki.

Poniższy tekst nie ustawia się w tym szeregu.

Co spowodowało zmianę mego spojrzenia na historię, która definitywnie związała z galerią moje życie?

Była to krótka uwaga wypowiedziana niedawno przez Floriana Fouché – artystę, którego cenię, a dotyczyła palących kwestii:

„Jak zaradzić obecnej sytuacji w sztuce i jej poddaństwu kapitalistycznemu rynkowi?

Jak przeciwstawić się temu, że sztuka, na naszych oczach i niejako w naszych rękach, staje się królestwem byle czego, pozwala zacierać granicę między sobą samą, a designem, współdziała ręka w rękę z Instytucjami, które miała zamiar pokonać, a swój związek z polityką sprzedaje za dwa grosze?”

Trzeba przywrócić Foksal” powiedział Florian Fouché.

Patrzę więc na znaną mi na pamięć historię Galerii Foksal pod nowym kątem jej ewentualnej, aktualnej i jakże pożądanej przydatności.

Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

Na początek, kilka podstawowych informacji.

Galeria Foksal powstała w Warszawie w 1966 roku z inicjatywy grupy artystów – Henryka Stażewskiego, Edwarda Krasińskiego, Romana Owidzkiego – i związanych z nimi krytyków – Wiesława Borowskiego, Anki Ptaszkowskiej, Mariusza Tchorka. Po pewnym czasie dołączył do grupy Tadeusz Kantor i Maria Stangret.

Galeria Foksal była, – obok galerii Spalowej w Pradze, kierowanej przez poetę Jindřicha Chalupeckiego -, jedną z dwóch niezależnych, awangardowych galerii w bloku krajów komunistycznych.

Pod totalitarnym, policyjnym reżimem Polski lat 60. galeria Foksal prowadziła na co dzień wywrotową, rzec można, działalność. Jej strategią, czy raczej anty-strategią, była zasada „na raz sztuka”.

Każda akcja galerii Foksal, nie zmierzając do wyznaczonego celu, nie zdążając ku jaśniejszej przyszłości ani ku generalnemu zwycięstwu, forsowała na co dzień konkretną (jedną z rozlicznych) barier, którymi totalitarny reżim ograniczał osobistą wolność. Władza polityczna w Polsce lat 60., nakładając nieprzekraczalny kod tego co dozwolone, zdołała podporządkować sobie całą rzeczywistość publiczną i prywatną, łącznie ze stylem ubrania, fryzury, muzyki i tańca, a ogólnie rzecz biorąc – ze stylem zachowania, który w niczym nie powinien przypominać kulturowego modelu „zgniłego Zachodu”.

Nic więc dziwnego, że publiczne, wywrotowe akcje galerii Foksal, wyjednały jej status bycia na co dzień, w przeddzień zamknięcia, status prawdę mówiąc godny pozazdroszczenia.

Smakowitym paradoksem pozostaje fakt, że galeria została stworzona przy Pracowniach Sztuk Plastycznych – instytucji, której funkcją była wizualizacja plastyczna reżimowej propagandy. Jej dziełem były niezliczone monumentalne pomniki, mozaiki itp. Trudno sobie wyobrazić kontekst bardziej dwuznaczny dla subwersywnej, artystycznej działalności. A my cynicznie korzystaliśmy z relatywnej ochrony mocno partyjnego dyrektora tej instytucji, który swoją wątpliwą reputację w kwestiach finansowych postanowił ratować artystycznym prestiżem związanych z galerią artystów. To była intymna racja, która pchnęła owego dyrektora w ryzykowną dla jego partyjnej kariery sytuację. I muszę powiedzieć, że w pewnej mierze dyrektor, a nie był głupi, wbrew własnym interesom, dał się wciągać w sytuacje, których nie przewidywał.

Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

Pracownie Sztuk Plastycznych „PSP” dały nam wiele pod względem materialnym i nie tylko. Dostaliśmy do dyspozycji potrzebne materiały i wykwalifikowaną pomoc techniczną. Dzięki temu nasi artyści, zgodnie z ówczesną aspiracją galerii[1], mogli realizować environments, czy jak powiedzielibyśmy dzisiaj za Burenem – instalacje in situ. Ponadto otrzymaliśmy rzecz iście bezcenną w owych czasach, a mianowicie drukarnię dla naszych katalogów i ulotek. Publikowane w niej teksty musiały, rzecz jasna, przejść uprzednio przez małe oczka cenzury naszego dyrektora. Ale dyrektor, jak się wydaje, nie wszystko musiał, a może nie zawsze chciał rozumieć.

Ten kompromis, czy raczej gra, którą prowadziliśmy z policyjnym reżimem, pozwolił na zaistnienie galerii, której program artystyczny był niezależny od centralnej władzy, co we Wschodniej Europie było absolutnym wyjątkiem i promował akcje artystyczne, które nie w smak owej władzy były.

Ilustracją prowadzonej przez nas gry niech będzie akcja pt. „Kapelusz czteroosobowy”. Czterech studentów z pracowni Kantora, z głowami ukrytymi w kartonie zaadresowanym do galerii Foksal, szło boso ulicami Warszawy, płacząc w niebogłosy i ciągnąc za sobą (niedostępne w sklepach) rolki papieru higienicznego. A uprzednio poprosiłam grzecznie na komisariacie milicji o „eskortę dla artystycznego wydarzenia”. Łatwo ją otrzymałam. Tymczasem nasz pochód powiększał się z każdą chwilą o ludzi wznoszących antyrządowe okrzyki, podczas gdy „pilnował” go wielce zadowolony z siebie milicjant.

„Milicja chroni nas przed rządem” – śmiał się Kantor.

Happeningi Tadeusza Kantora, które odbywały się w przestrzeni publicznej i w których Galeria Foksal uczestniczyła ciałem i duchem, tworzyły arcy-niewygodną dla władzy wyrwę w obowiązującym kodzie. Władza się ich bała, bo każda niekontrolowana wyrwa może się powiększyć i rozlać po całości.

W późniejszych, spokojnych już czasach pewni Polacy „bez skazy” (gdzież to oni są teraz?) wyrzucali nam eskapizm i kompromis z komunistyczną władzą. Chyba miałam okazję wspomnieć o cenie bohaterskiej bezkompromisowości. Dla mnie była to wizja Stażewskiego, Krasińskiego i Kantora wyprowadzanych z galerii w kajdankach.

Ogólnie rzecz biorąc, pozwalam sobie skromnie stwierdzić, że w walce z reżimem politycznym stawialiśmy na inteligencję – inteligencję rozumianą jako nieprzewidywalność.

Bardzo ważne zastrzeżenie: narzucone z góry upolitycznienie wszystkich dziedzin życia + dyktat realizmu socjalistycznego zaszczepiły nas skutecznie przed wszelkimi próbami upolitycznienia sztuki, a w ogólności – przed samą Panią Polityką.

Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

W trakcie naszego pierwszego, jakże ważnego spotkania w Paryżu w 1970 roku, Daniel Buren, Michel Claura i Seth Siegelaub byli zaszokowani naszymi wściekłymi atakami na komunizm. Nie tego oczekiwali od przybyszów z „lepszego, socjalistycznego świata”.

A w 2017 roku Artur Żmijewski, artysta, którego polityczne zaangażowanie łączy uczciwość ze skutecznością, podzielił się ze mną następującą opinią: „Akt dokonany przez Adama Szymczyka, przeniesienia documenta 14, najważniejszej międzynarodowej wystawy, z Niemiec do Grecji, jest politycznie tak mocny, że każda realizacja artystyczna o politycznych aspiracjach będzie niczym wobec politycznej mocy tego aktu.”

Czy oznacza to między innymi, że działając w ramach sztuki jesteśmy skazani na jednostkowość i poszczególność? De facto w naszej „anty-strategii” czasów Foksalu istnieje coś, co można uznać za ułomność. Konkretny i jednostkowy charakter działań w myśl zasady „na raz sztuka»” skutecznie broni się przed jakimkolwiek uogólnieniem, a co zatem idzie – zarówno przed rewolucją, jak przed wszelką pozytywną koncepcją polityki.

W przeciwieństwie do walki z kapitalistycznym systemem na Zachodzie, nasza „wyrywkowa” strategia nie pretendowała do obalenia systemu i zastąpienia go innym. Nie wiadomo, czy wynikało to z poczucia bezsilności wobec przeświadczenia, że opresyjny system realnego socjalizmu, w swojej usłanej trupami drodze do komunizmu, jest wieczny, czy też ze swego rodzaju pogardy dla wszelkiej władzy. Polityka w swoim pełnym i realnym wymiarze powróciła w Polsce w końcu lat 80. i była dziełem opozycji stricte politycznej, jej efektem był ruch Solidarności. My zaś na Foksalu, z wysokości naszego artystowskiego indywidualizmu, nie włączyliśmy się weń czynnie.

Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

Naszą odpowiedzią na marcowe rządowe represje 1968 roku był Bal w Zalesiu pod nazwą „Pożegnanie Wiosny”. Odbył się w naszym domu w Zalesiu w atmosferze żałoby narodowej spowodowanej masowymi aresztowaniami, w sytuacji policyjnej inwigilacji i zakazu zebrań powyżej trzech osób. Nasz Bal był bez wątpienia zuchwalstwem. Jakkolwiek nie tylko wobec władzy, ale równolegle – wobec nastrojów patryjotycznej antyreżimowej „połowy polskiego społeczeństwa“. Urządzanie balu w sytuacji, kiedy najlepsi siedzą po więzieniach, można uznać za conajmniej niesmaczne. Odpowiadało to naszej indywidualistycznej i anarchizującej postawie, naszej opozycji wobec świata, która nie chciała utożsamiać się ani z polityką, ani z jakimkolwiek z góry narzuconym systemem wartości. Naszą bronią był humor i zabawa jako „niedocenieni i najtrudniejsi do opanowania przeciwnicy każdej władzy“. W Balu wzięło udział około 80-ciu odważnych, przybyłych z całej Polski, osób. Przyjechali nań również Kantorowie, prosto z paryskiej rewolucji majowej.

Fakty te relatywizują poniekąd oczekiwanie wyrażone przez Floriana Fauché, że „trzeba przywrócić Foksal“. Wisi bowiem nad nim pytanie, czy chodziło o abdykację, czy o „rozszerzenie pola walki“. Warto jednak przytoczyć tu tzw. „Nowy regulamin współpracy z galerią Foksal“ z października 1969 roku i jego konsekwencje.

Ogłaszamy przerwę w działalności Galerii Foksal PSP jako miejsca wystaw, happeningów i manifestacji artystycznych wszelkiego typu. Galeria zdała sobie sprawę, że jest miejscem uprzywilejowanym – miejscem, gdzie wszystko jest możliwe. Możliwe i uprawnione.

Działajcie więc poza nią, tak jak działalibyście tutaj! Wszystko jest możliwe, wszystko jest uprawnione. Działajcie w miejscach o innym przeznaczeniu (to jest warunek naszej współpracy) publicznie lub prywatnie (zależy to od Waszych upodobań).

Galeria bierze na siebie obowiązek informowania o Waszych poczynaniach i dokumentowania ich.

Na terenie galerii będziemy prowadzić otwarty, publiczny i permanentny seans informacyjny.

Nadsyłajcie więc materiały (fotografie, filmy, opisy, dokumenty).

Nie musicie fatygować się osobiście.

Nie obciążają Was problemy transportu i ubezpieczenia Waszych dzieł. Nas również.[2]

Na propozycję „Nowego Regulaminu”, będącego nieskrywanym zaproszeniem do rewolucji, zareagował błyskawicznie Krzysztof Niemczyk niewinną politycznie akcją w restauracji Grand Hotelu w Krakowie pt. „Kelnerze, to ty dasz nam dziś napiwek“. Zebrani na uczcie goście mieli w pewnym momencie wspólnie podać kelnerom karteczki z powyższą propozycją.

Prawdopodobnie sam Niemczyk napisał donos do milicji, uprzedzając ją o wielkiej manifestacji hippisów. W jego następstwie Rynek Krakowski został obstawiony milicyjnymi sukami, ulice wiodące do Grand Hotelu zamknięte, a zebrani w restauracji goście odstawieni, z wyjątkiem Matki Krzysztofa, na komisariat. Tak to milicja odegrała perfekcyjnie swoją rolę, tyle, że według scenariusza Niemczyka.

Kawiarnia SARP, 1987, fot. Wiesław Borowski, Archiwum Galerii Foksal

Na czym polega dzisiejszy paradoks i gdzie nas prowadzi?

„Polityczny charakter sztuki”, czyli proponowana przez artystów krytyka liberalnego kapitalizmu, staje się w rzeczywistości jego wiernym sojusznikiem, co więcej -budulcem. Czysto werbalny charakter towaru pod obowiązującym szyldem „politycznego zaangażowania” (tak, tak, chodzi o towar, który podbija swoją cenę poprzez coraz „odważniejsze” ekscesy krytyczne) sprawia, że „polityczny charakter sztuki”, stając się obowiązkowym szyldem współczesnej twórczości artystycznej, jest w rzeczywistości pustą konwencją i czystą hipokryzją o eklezjalnym posmaku. Ta niezakamuflowana kłamliwość staje się obecnie probierzem etyki artystycznej. Przypomnę tutaj, że wrogiem numer jeden awangardy historycznej było kłamstwo.

Wróćmy na Foksal. Widziałabym tu miejsce na często wówczas cytowaną wypowiedź Henryka Stażewskiego:

Sztuka jest nieustającą walką. W tej walce artysta musi zginąć. Krytyk zaangażowany przyjmuje tę samą, co artysta postawę i też musi zginąć.

Nie widzę tu zachęty do martyrologii i męczeństwa. Chodzi raczej o perspektywę, która chwiejnie, acz nieustępliwie wisi nad przyszłością sztuki, temperuje jej zwycięskie wizje i idące ich śladem poczynania. Nie wykluczone, że ta perspektywa, podobnie jak równie nieustępliwa wizja końca sztuki jest negatywnym bodźcem jej niezakłamanego rozwoju.

A co do „przywrócenia Foksal” w obecnej sytuacji, proponowałabym skupić się na czysto praktycznym przykazaniu: „Nie uciekać się nigdy do metod działania wroga”[3]


[1Katalog pierwszej wystawy w Galerii Foksal – ”Zbigniew Gostomski, Edward Krasiński, Roman Owidzki, Henryk Stażewski, Jan Ziemski”, P.P. Pracownie Sztuk Plastycznych, Warszawa, 1966.

[2Tekst opublikowany w języku francuskim w «Les Lettres Françaises», 1971, nr 1370, s. 27-29

[3] Tadeusz Kantor mówił nam: „Najważniejsze – to znaleźć swego wroga”, lub „Muszę mieć mur, w który mogę uderzać”.

Imprint

See also