5 August 2020

[PL] Kilka spotkań z Zygmuntem Rytką

Adam Mazur
Zygmunt Rytka, 'Fotowizja', 1978-1988 © Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ
[PL] Kilka spotkań z Zygmuntem Rytką
Zygmunt Rytka, 'Fotowizja', 1978-1988 © Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ

Na początek warto odpowiedzieć na pytanie, kim jest Zygmunt Rytka (1947–2018). Urodzony w Warszawie polski artysta należy do grupy najwybitniejszych twórców pokolenia, jednocześnie pozostając w cieniu dobrze rozpoznanych kolegów i koleżanek tworzących formację neoawangardy polskiej: Józefa Robakowskiego, Andrzeja Lachowicza i Natalii LL, Zbigniewa Dłubaka czy duetu KwieKulik. Rytka wszedł przebojem na scenę artystyczną w latach 70., okresie przełomu, gdy w sztuce następowało stopniowe zmęczenie skostniałymi formułami konceptualnymi, a jednocześnie okrzepła akceptacja dla filmu i fotografii jako mediów w pełni artystycznych. Sytuuje to Rytkę w gronie postkonceptualistów związanych z tak zwanym fotomedializmem, którzy z czasem, od połowy lat 80., poszukują własnej drogi twórczej, tworząc w latach 90. – jak zauważa Krzysztof Jurecki – zręby polskiej sztuki postmodernistycznej[1].

Choć wiele prac Rytki znanych jest krytykom i uznawanych za kultowe – między innymi Katalog S.M., Ciągłość nieskończoności, Kontakt – to można odnieść wrażenie, że artysta i jego twórczość są niedowartościowane. Być może wynika to z nieciągłego charakteru tej twórczości? Być może z odstawania od głównego nurtu sztuki? Rytka z pewnością wyprzedzał, czy też raczej wymijał, mainstream, zajmując się socjologią sztuki, tematami bliskimi ekologii i duchowości czy tak modnym dziś antropocenem, zanim przebiły się do szerszej świadomości krytyki i odbiorców. Za życia artysta był aktywnym podmiotem sceny artystycznej i jako uczestnik polskiej neoawangardy ostatniej ćwierci XX wieku pojawiał się w programach najważniejszych instytucji kultury, a nawet doczekał się retrospektywy w łódzkim Muzeum Sztuki[2]. Po śmierci sytuacja Rytki nie jest już tak prosta. Pomimo bogatej literatury i wielu wystaw Rytka wymyka się krytykom i kuratorom. Nie pojawia się na żadnej wystawie stałej istotnego dla historii sztuki muzeum.

Zygmunt Rytka, “Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, Materiały prasowe Miesiąca Fotografii w Krakowie, fot. Kamil A. Krajewski / www.kamilkrajewski.com

Po śmierci o schedę po artyście nie upomniało się żadne z ważnych polskich muzeów i centrów sztuki współczesnej, które mogło przygotować mniejszą lub większą retrospektywę prac Rytki. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był hołd złożony Rytce, który przyjął format rozproszonej wystawy organizowanej przez Związek Polskich Artystów Fotografików[3]. Również ta retrospektywa, co znaczące, choć organizowana przez prestiżowe stowarzyszenie, do którego należał artysta, miała charakter rozproszony, jakby pragnąc w ten sposób oddać wielość wątków podejmowanych przez Rytkę. Oprócz zasadniczej części wystawy w Starej Galerii ZPAF, gdzie wystawiali tacy mistrzowie jak Edward Hartwig czy Jerzy Benedykt Dorys i gdzie do dzisiaj przy wejściu stoi monument upamiętniający ojca założyciela polskiej fotografii artystycznej Jana Bułhaka, ekspozycję Rytki przygotowano także w sąsiedniej Galerii Obok, gdzie niegdyś mieściła się ważna dla autora Ciągłości nieskończoności Mała Galeria ZPAF. Z pewnością miejsce wystawy pośmiertnej podkreśla oddanie fotografii Rytki, który za życia często opisywany był jako artysta multimedialny, niemal odcinający się od medium, uciekający w stronę obiektów, a nawet performance’u.

Ten fotograficzny zwrot w recepcji twórczości Zygmunta Rytki skłania ku refleksji nad spuścizną twórcy. Być może nadszedł dobry moment, by zacząć dyskusję o Rytce, zapytać, kim był i co z jego sztuki pozostaje dla potomnych? Czy może oczekiwać życia po życiu i należnej wybitnym artystom nieśmiertelności czy też czeka go zapomnienie? Nie chodzi tu o gesty przyjaciół i rodziny, którzy pamiętają i deklarują chęć pracy na rzecz dorobku artysty, tylko o potraktowanie Rytki jako symptomu, a może też problemu dla historii sztuki. Ustawienie go w centrum dyskursu dotyczącego sztuki ostatniej ćwierci XX wieku i początku XXI wieku wydaje się merytorycznie zasadne. Ostatecznie, jak czytamy publikowany w kolejnych opracowaniach biogram zredagowany w latach 90. i utrwalony w katalogu wystawy w Muzeum Sztuki życiorys, mamy przekonanie, że nawet pod względem ilościowym był to artysta niezwykle płodny i hojny w dzieleniu się własną twórczością. Jeśli biogram pod koniec lat 90. zaczynał się od słów: „Od 1972 roku uczestniczył w prawie 100 wystawach. Od 1974 roku miał 16 wystaw indywidualnych”, to z czasem aktualizowany tekst zmienia się, podkreślając znaczący wzrost zainteresowania sztuką Rytki instytucji polskich i zagranicznych: „Od 1972 roku uczestniczył w prawie 150 wystawach. Od 1974 roku miał 32 wystawy indywidualne”[4]. Wagę twórczości artysty podkreśla także świetny wywiad Anny Marii Leśniewskiej z katalogu łódzkiego, przedrukowany w pierwszym opracowaniu pośmiertnym[5].

Zygmunt Rytka, “1980/1981”, 1980-1981
© Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ

S.M.

Jedną z najciekawszych prac Zygmunta Rytki, która niespełna trzydziestoletniego artystę wyniosła do rangi twórców bez mała klasycznych dla polskiej neoawangardy, jest Katalog S.M. Składająca się z paneli przedstawiających portrety podpisanych z imienia i nazwiska mężczyzn i kobiet stanowi typologię przenoszącą odbiorcę w świat artystyczny końca lat 1970. Rytka sytuuje się tu w centrum artworld-u, uważnie obserwując otaczające go relacje społeczne. Część zdjęć przedstawia dokumentację z wernisaży w modnych wówczas galeriach, czy to w Remoncie, Foksalu, u Boguckich, czy też w rozpoczynającej działalność Małej Galerii. Rytka fotografuje niczym rzemieślnik wynajęty do opracowania dokumentacji otwarcia. Wydaje się, że to najbardziej nieartystyczny rodzaj fotografii zleconej, chałtura pozwalająca przeżyć, ale pokazująca, że fotograf ją wykonujący nie ma szans na bycie kimś w tym elitarnym środowisku.

Rytka tworzy swoisty atlas typów artystycznych i opisuje siatkę relacji, które generują życie artystyczne. Kto z kim rozmawia, kto z kim umawia się na wystawę i tworzy grupę, kolektyw bądź nieformalny sojusz. Liczba kombinacji okazuje się ograniczona, a relacje społeczne – jakkolwiek subiektywnie uchwycone – przewidywalne. Rytka idzie więc krok dalej i rozwija ten brzmiący nieco sadomasochistycznie katalog w kierunku niespodziewanym, zestawiając ze sobą portrety osób, które nigdy ze sobą nie rozmawiają, unikają się, szczerze i artystycznie się nienawidzą, pozostając w relacji antagonistycznej. Katalog S.M. to niezwykły dokument epoki, ale też opowieść z kluczem o tym, co się działo i co było nie do pomyślenia. Spojrzenie insajdera, który szuka dla siebie miejsca w tym świecie, zastanawiając, z kim mu po drodze, a kto go odrzuca. Katalog nie-artystyczny, choć na wskroś dedykowany sztuce lat 70. Atlas Rytki stanowi fundament jego dalszej twórczości i tłumaczy związki ze środowiskiem neoawangardy, którego epicentrum znajdowało się na osi Łódź–Warszawa–Lublin, Strych – Mała Galeria ZPAF – Galeria Labirynt. Rytka nie przerywa swojej dokumentacji, choć zarzuca jej postkonceptualną ramę, stawiając na punkową, neodadaistyczną ekspresję. Tworzone w latach 80. zdjęcia z otwarć i nieformalnych imprez artystycznych to już dokument autentycznych relacji, oddania, przyjaźni i bliskości środowiska tworzącego underground stanu wojennego.

Zygmunt Rytka, “Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, Materiały prasowe Miesiąca Fotografii w Krakowie, fot. Kamil A. Krajewski / www.kamilkrajewski.com

Katalog S.M. traktowany jako dzieło otwierające okres dojrzały w twórczości Rytki zaskakuje, jeśli przyjrzymy się jego późniejszej twórczości. Owszem, Rytka kontynuuje zapis kronikarski, ale stopniowo traci zainteresowanie tym zapisem jako formą sztuki. Poszukiwania artystyczne kierują Rytkę ku nowym obszarom refleksji, spokoju, kontaktu z naturą i światem. Skąd ta zmiana? Dlaczego Rytka jest tak nieciągły, zwrotny i zaskakujący? Jak za nim nadążyć i co z tą jego nieciągłością można zrobić? To kluczowe pytania w kontekście zrozumienia tego, kim był artysta.

Linia ciągle przerywana

Spotkanie historyka sztuki z Rytką warto rozpocząć od ustalenia, czy był artystą konsekwentnym czy też może rozwijał się w sposób szarpany, skokowy, realizując na różnych, często nieprzystających do siebie poziomach. We wstępie do sporu toczącego się wokół wystawy i katalogu, zrealizowanych przez Krzysztofa Jureckiego w łódzkim Muzeum Sztuki, przyjaciel artysty Krzysztof Wojciechowski pisze: „Jest ta wystawa również świadectwem wierności Zygmunta Rytki sobie, nieulegania trendom i modom, jak też wierności rwącej tatrzańskiej rzeczce Białce i jej wybielonym słońcem kamieniom”[6]. Zdaniu Wojciechowskiego wtóruje między innymi Marek Grygiel, pisząc w pierwszym zdaniu eseju opublikowanego w katalogu wystawy z 2008 roku: „Droga, którą przebył artysta, jest trudna i złożona, ale niezwykle konsekwentna”[7]. Nawet jeśli przyjąć, że koncentrujemy się na aspektach intermedialnych twórczości Rytki (wystawa w Muzeum Sztuki) czy też uznajemy za oś twórczości „zagadnienia czasu” (wystawa w Galerii 65), to trudno uznać Rytkę za artystę „niezwykle konsekwentnego”. Rytka nie tylko używa rozmaitych mediów (fotografia, film wideo, obiekty, performance), miesza konwencje reprezentacji (zapis dokumentalny, kreacja artystyczna), a także odkrywa różne tematy, by je następnie porzucić i powrócić do nich po latach, na przykład cykle Przedziały czasowe (1971–1973) oraz przedstawiające wiry wodne fotografie bez tytułu z 2005[8].

Zygmunt Rytka, “Fotowizja”, 1979
© Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ

Nie trzeba porównywać Rytki z Romanem Opałką, którego osią sztuki jest zagadnienie czasu, żeby dojść do wniosku, że autor Ciągłości nieskończoności sprawia kłopot potencjalnym badaczom swojej twórczości brakiem konsekwencji. Skąd zatem ta niezwykła pomyłka poznawcza? Na trop naprowadza zawierające odpowiedź pytanie ze wzmiankowanej już rozmowy Anny Marii Leśniewskiej: „Całość twojej pracy artystycznej ma charakter liniowy. Nie ma w niej elementów, które by wyraźnie odbiegały od ogólnego charakteru. Nawet dzieła powstające trochę na uboczu później funkcjonują w jednej wspólnej linii. Podczas realizacji wszystkich prac zadajesz jedno podstawowe pytanie – dlaczego?”[9]. Z pewnością czytając teksty towarzyszące twórczości Rytki, przyszli badacze powinni także zadać sobie to proste, ale bogate w konsekwencje pytanie: „dlaczego?”.

Krytykiem, który względnie wcześnie zwrócił uwagę na dynamiczną przemianę i rozwój Rytki, był niezawodny Jerzy Busza. Rytka jest pierwszym artystą, którego twórczością Busza zajmuje się w rozdziale Zmierzch sztuki-fotografii[10]. W eseju Zygmunt Rytka – sztuka skrajnego relatywizmu Busza analizuje pierwsze piętnaście lat twórczości, podkreślając specyficzne rozproszenie Rytki. Tylko przyjaciel artysty może pozwolić sobie na podobne do Buszy sądy. Krytyk widzi w Rytce młodego, poszukującego artystę, który łatwo ulega obowiązującym modom, próbuje się ścigać z neoawangardzistami i przegrywa, ale próbuje dalej. Niekończące się poszukiwania czynią z Rytki skrajnego relatywistę, co – jakkolwiek dziwnie to dziś może zabrzmieć – w ustach Buszy było rodzajem przewrotnego komplementu. W ostatnich akapitach pisanego pod koniec lat 80. eseju Buszy pojawia się ciekawa intuicja: „Zygmuntowi Rytce zarzucić można niezwykle rozwichrzone horyzonty poznawcze i realizowanie działań, dla których krytykowi nie jest łatwo znaleźć wiążący je element z kręgu tradycyjnych »chwytów krytycznych«. A jednak, wszystkie jego realizacje spaja nie arbitralny, lecz dialektyczny stosunek do świata”[11]. W przedstawionej przez Buszę interpretacji sztuki Zygmunta Rytki to dialektyka, a nie wyimaginowana ciągłość, przeciwieństwa, a nie podobieństwa zdają się być ciekawszymi poznawczo: analiza przedziałów czasowych wobec poszukiwania syntezy totalnej i zrozumienia wszechświata, blichtr i bluff artystycznego światka polskiej neoawangardy lat 70. i 80. przeciwstawiony samotnej medytacji w Bukowinie Tatrzańskiej, piękna, czarno-biała fotografia w kontrze do ulotnych działań z pogranicza performance’u i sztuki ziemi, powierzchowne notacje socjologiczne w kontrze do poszukiwania głębi w filozofii sokratejskiej i prób sformułowania własnego stanowiska filozoficznego…

Zygmunt Rytka, “Bluff”, 1975-1979
© Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ

Rytka jest nieciągły w swej skończoności. Wciąż wymyka się krytykom, kuratorom i kustoszom. Dodajmy do tego migotliwego portretu jeszcze prace Rytki dla teatru, dokumentacje performance i działania środowiskowe, a nawet prace komercyjne. Heterogeniczność Rytki wynika nie tylko z jego intermedialności i fascynacji nowymi mediami: fotografią, filmem, zapisem cyfrowym, lecz również niepewnością co do charakteru artystycznej ekspresji. Jeśli w pierwszych pracach z lat 70. jest analityczny i próbuje być na czasie, wpisując się w postkonceptualne, chłodne spojrzenie na świat, to pod koniec dekady, przygotowując m.in. Bluff, jest ironiczny niczym Zdzisław Sosnowski, by chwilę później, w stanie wojennym stać się refleksyjny niczym Roman Opałka i Władysław Strzemiński w jednym. Co nie przeszkadza mu na tworzenie prac w estetyce punka i offu z okolic łódzkiego Strychu i Kultury Zrzuty, z podkolorowanymi portretami znajomych i przyjaciół składających się na Kolekcję prywatną. To zaś nie przeszkadza, by w latach 90. rywalizować na minimalizm z Kojim Kamojim…

Który Rytka jest prawdziwy? Któremu zawierzyć i którego uznać za swojego przewodnika po tej bogatej, ale jakże niespójnej twórczości? „Zygmunt Rytka szukał wartości pewnych i we wszystkich napotykał na relatywizm, który pozbawia nas prawdziwego, mocnego oparcia, które mogłoby organizować nasze wyobrażenie. I zdaje się, że znalazł taką wartość nienaruszalną w milczeniu kamienia, w ciszy wiecznotrwałej natury”, pisze Jerzy Busza[12].Rytka chyba zgadzał się z Buszą. Świadczą o tym okładki jego katalogów, spis dzieł eksponowanych na wystawach, prace wybierane do powielanych na ksero i drukowanych własnym sumptem wyborów tekstów i zdjęć. Rytka najchętniej eksponował właśnie kamienie i prace z kamieniami z lat 80. To jest rdzeń jego twórczości. Z drugiej strony, po latach należałoby zrewidować sąd Jerzego Buszy, który pisze np. o Bluffie, że „przegrywa” z Goalkeeperem Sosnowskiego. Czy aby na pewno „przegrywa”? Jeśli Sosnowski jest znany wyłącznie z Goalkeepera, to dla Rytki Bluff jest jedynie epizodem, epizodem budzącym entuzjazm wśród krytyków odkrywających w latach 70. fundament współczesności. Podobnie nie mają sensu próby zestawiania numerowanych kamieni Rytki z obrazami Opałki czy obiektów przestrzennych z twórczością Kamojiego. Inna sprawa, że esej Buszy stawia przed każdym z rytkologów pytanie, co dla niego/dla niej jest najważniejsze w dorobku autora Ciągłości nieskończoności? Jak pokazuje esej Buszy, odpowiedź na to pytanie być może powinna przybrać charakter kreatywnej poznawczo i przewartościowującej istniejące odczytania krytyki Rytki.

Czy aby Rytka nie jest ciekawszy i bardziej intermedialny od na przykład Stefana Wojneckiego? Czy w poczuciu humoru i zdystansowanej ironii nie „wygrywa” z Józefem Robakowskim? Czy jego dialog z naturą okazuje się wcześniejszy i ciekawszy niż prowadzony przez duet Tatiana Czekalska i Leszek Golec? Czy autorefleksja prezentowana przez Rytkę jest głębsza niż w wydaniu uznawanych za gwiazdy Andrzeja Lachowicza i Natalii LL, a obecna w sztuce duchowość bardziej autentyczna niż w wypadku Pawła Kwieka, rejestracje wideo lepsze od realizowanych przez artystów z kręgu Warsztatu Formy Filmowej itd.

Zygmunt Rytka, “Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, Materiały prasowe Miesiąca Fotografii w Krakowie, fot. Kamil A. Krajewski / www.kamilkrajewski.com

Z pewnością wielość działań Rytki nakazuje wybór dzieł i kierunków najważniejszych. Każdy tu znajdzie i powinien znaleźć coś dla siebie. Jeśli o mnie chodzi, to uważam za fundamentalne zdjęcia z katalogu Some Meetings rozwinięte później w Kolekcji prywatnej. Socjologia w polskiej refleksji konceptualnej nigdy nie była zbyt mocno obecna, a Rytka pokazuje kierunek, w jakim refleksja nad środowiskiem neoawangardy mogłaby zmierzać. Środowiskiem – jak pokazał w swojej książce Łukasz Ronduda – kluczowym dla sztuki polskiej przełomu wieku XX i XXI[13]. Szkoda, że Ronduda pominął Rytkę, zamiast idąc śladem Buszy, uznać go za twórcę ważnego dla epoki przełomu i – szerzej – ostatniej ćwierci XX wieku. Być może tego typu pominięciom winien jest częściowo sam artysta, który wahał się, a nawet – jak w wypadku dokumentacji życia artystycznego – niepotrzebnie deprecjonował własny dorobek, co zresztą nasiliło się pod koniec życia. Katalog S.M. i Kolekcja prywatna to być może dzieła niezamierzone, ale wspaniałe, podobnie jak wykonana przez Rytkę dokumentacja życia artystycznego i ważnych dla sztuki polskiej i światowej performance.

Próba systematyki

Z wyborem najlepszych prac Rytki i nieuchronnym procesem wartościowania oraz hierarchizacji jest ten problem, że wciąż nie mamy pełnego katalogu nie tylko dzieł, ale nawet wystaw i tekstów artysty. Przyszłe opracowania szczegółowe powinny więc dotyczyć właśnie poszczególnych obszarów, w których Rytka był aktywny, a także proponować nowe, otwierające interpretacje znanych już dzieł. Przy czym należy pamiętać, że sam Rytka nie ułatwiał sprawy krytykom, kuratorom i badaczom. Nie tylko niespecjalnie dbał o systematykę własnego dorobku i jego opracowanie, lecz – mniej lub bardziej świadomie – zgadzał się na rozproszenie, a nawet dopuszczał rozmaitego rodzaju błędy popełniane w dobrej wierze przez pracujących z nim urzędników sztuki. Sam też usuwał ze swojego dorobku to, co uznawał za mniej ciekawe w danym momencie. I tak słynne dziś prace z fiatem 126p właściwie nie funkcjonowały w latach 80. i 90., a odkryte zostały przy okazji wzbudzonego w pierwszej dekadzie XXI wieku zainteresowania i swoistej mody stworzonej przez Łukasza Rondudę na neoawangardę lat 70. Odwrotnie niż pamiętający o każdym, choćby najmniejszym dziele własnym Józef Robakowski, Rytka pomijał w opracowaniach całe sekwencje własnych działań, jak choćby cykle z mrówkami z lat 90., które pod koniec życia jakby straciły dla niego znaczenie. Wystarczy przeczytać wspomniany esej Buszy, by dostrzec liczbę faktów artystycznych, wystaw i wzmiankowanych dzieł Rytki z wczesnego okresu, o których nigdy nie pisali późniejsi badacze. Busza pisze o pracach zatytułowanych Wstęp do fotografii obiektywnej (1976–1978), o pochodzących z początku lat 80. hologramach i innych zapisach telewizyjnych[14].

Zygmunt Rytka, “Do kogo należy kosmos?”, widok wystawy, Materiały prasowe Miesiąca Fotografii w Krakowie, fot. Kamil A. Krajewski / www.kamilkrajewski.com

Rytka nie traktował zapisów fotograficznych i filmowych wykonywanych na prośbę zaprzyjaźnionych artystów jako prac artystycznych. Ale również prace z Katalogu S.M. traktował jako drugorzędne i nie sygnował, nie opisywał, rozpraszał, co było charakterystyczne dla jego szczodrej formacji, a pod koniec życia niezmiernie irytowało pracujących z artystą galerzystów i kolekcjonerów. O postawie artysty wobec instytucji świadczy historia sporu wokół katalogu kuratorowanej przez Krzysztofa Jureckiego wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi[15]. Pomimo głębokiej relacji z Małą Galerią i Markiem Gryglem Rytka akceptował pominięcie miejsca w publikacji Jureckiego, a pytany o to wprost, odpowiadał zwyczajowo, że „nie interesuje się polityką sztuki”[16]. Niemniej opracowania takie jak katalog łódzki są w związku z tym pełne błędów i przeinaczeń włącznie z mylnie podaną datą urodzin artysty. Każdy katalog, esej, spis wystaw i publikacji Zygmunta Rytki wymagałby krytycznej weryfikacji przez historyków sztuki.

W tym miejscu można rozpocząć od próby ułożenia choćby wstępnej chronologii i zaproponowania systematyki twórczości Zygmunta Rytki. Twórczy biogram Rytki zakładać powinien podział na okresy wczesny, dojrzały i schyłkowy. Począwszy od debiutu w 1972 roku, aż do wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku trwa okres wczesny, którego zenit to wspomniany już wielokrotnie Katalog S.M. Artysta osiąga dojrzałość w latach 80., realizując swój najważniejszy cykl składający się na Ciągłość nieskończoności. Ten okres domyka wystawa o tym właśnie tytule zorganizowana w Muzeum Sztuki w Łodzi w 2000 roku. Ostatnie dekady życia to walka z chorobą, uczestnictwo w wystawach zbiorowych i indywidualnych, ale już bez możliwości tak aktywnego jak wcześniej działania. To również czas istotny, gdyż Rytka nie traci nic z wrażliwości oraz intelektu, które mu się wyostrzają, i w tym właśnie czasie wyraźnie podkreśla, co z jego sztuki było dlań najważniejsze. Systematyzacja sztuki Rytki może mieć charakter nie tylko czasowy, ale także przestrzenny. Dla Rytki ważne były poszczególne miejsca (Bukowina Tatrzańska, rzeka Białka) i kręgi towarzyskie: Remont i Mała Galeria w Warszawie, lubelski Labirynt czy łódzki Strych, Galeria Wschodnia, Galeria Wymiany i Galeria FF. Miał swoje teatry, swoich kolekcjonerów i swoje miejsca. Pod koniec życia Rytka już nie bywał, lecz bywano u niego, w Podkowie Leśnej, a potem w Sokołowsku. Z pewnością coraz większą rolę odgrywali wspierający go kolekcjonerzy, którzy stawali się przyjaciółmi jak Wojciech Jędrzejewski, Dariusz Bieńkowski czy Tomasz Niewiadomski.

Zygmunt Rytka w trakcie pracy nad cyklem Ciągłość nieskończoności. Jurgów 1988.
Zdjęcie z kolekcji Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ.
Autor zdjęcia nieznany.

Jeśli chodzi o specyfikę twórczości Rytki, to można do niej przyłożyć różne narzędzia badawcze wspomagające i ukierunkowujące interpretację. Począwszy od już prowadzonej przez badaczy, jak Krzysztof Jurecki, Piotr Krajewski czy Ryszard W. Kluszczyński, wykładni akcentującej intermedialny charakter sztuki Rytki. W przeciwieństwie do linii intermedialnej, wątki filozoficzne, egzystencjalny i duchowy wymiar sztuki Rytki, czy postantropoceniczne intuicje nie zostały na razie podjęte (może za wyjątkiem ogólnikowych wzmianek jak w tekście Joanny Szczepanik w „Obiegu”)[17]. Pominięcie Rytki przez Rondudę skutkuje również brakiem badań na temat roli artysty w kręgu neoawangardy i sztuce polskiej. Usytuowania Rytki w szerszym, międzynarodowym kontekście podjął się Krzysztof Jurecki w eseju kuratorskim do wspomnianej wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi. Tę ważną próbę należałoby zweryfikować i zaktualizować, zastanawiając się nad wkładem Rytki do sztuki współczesnej, nie tylko polskiej. Dialektyka zaproponowana przez Buszę skłania do spojrzenia kontrastującego emocje czy też nastroje towarzyszące nie tylko powstawaniu, ale także recepcji prac Rytki. Zabawne, prześmiewcze działania jak Bluff czy bliskie łódzkiemu Strychowi wygłupy odcinają się od poważnych, egzystencjalnych i refleksyjnych działań. Patrząc na dorobek Rytki, coraz mniej widać człowieka i jego postać. Jak na zdjęciu, na którym stoi w rwącym nurcie Białki, trzymając w obu w górę wzniesionych dłoniach kamienie. Wydaje się, że nurt zaraz go porwie, ale jeszcze się trzyma, jeszcze przez chwilę stoi. A może już porwał go czas i Białka? Zostały tylko ulotne wspomnienia, kasety z filmami, plik fotografii i kupa kamieni? Tak zgłębiana przez Rytkę ciągłość nieskończoności objawia nam się pod postacią nieciągłej skończoności.

Tekst w rozszerzonej wersji pojawił się po raz pierwszy w publikacji towarzyszącej wystawie Do kogo należy kosmos?, Miesiąc Fotografii w Krakowie 2020.


[1] Zygmunt Rytka. Ciągłość nieskończoności, red. E. Fuchs, Łódź 2000.

[2] Zygmunt Rytka, Ciągłość nieskończoności, Muzeum Sztuki w Łodzi, 3.10.–19.11.2000, kurator: Krzysztof Jurecki.

[3] Zygmunt Rytka. Moje formy zapisu, Warszawa 2018.

[4] Zygmunt Rytka. Moje miejsce, Warszawa 2008.

[5] A.M. Leśniewska, Pomiędzy… Z Zygmuntem Rytką rozmawia Anna Maria Leśniewska. Podkowa Leśna, 16 stycznia 2000 roku, [w:] Zygmunt Rytka. Moje formy zapisu, dz. cyt., s. 20–128.

[6] K. Wojciechowski, bez tytułu, „Fototapeta”, fototapeta.art.pl/2001/rytkakatalog.php [data dostępu: 1. 09. 2019].

[7] M. Grygiel, Moje miejsce, [w:] Zygmunt Rytka. Moje miejsce, dz. cyt., s. 18.

[8] Zob. Zygmunt Rytka. Moje miejsce…, dz. cyt. s. 8–11.

[9] A.M. Leśniewska, Pomiędzy…, dz. cyt., s. 128.

[10] J. Busza, Wobec fotografów, Warszawa 1989, s. 153–160.

[11] Tamże, s. 159.

[12] Tamże, s. 159.

[13] Ł. Ronduda, Sztuka polska lat 70. Awangarda, koncepcja wydawnicza P. Uklański, Jelenia Góra–Warszawa 2009.

[14] J. Busza, dz. cyt., s. 155.

[15] M. Grygiel, Nierzetelne informacje w katalogu oraz K. Jurecki, Odpowiedź na tekst Marka Grygla z Fototapety, „Fototapeta”, fototapeta.art.pl/2001/rytkakatalog.php [data dostępu: 1.09.2019].

[16] A. Mazur, Wynik doboru naturalnego. Z Zygmuntem Rytką rozmowa o Małej Galerii i nie tylko…, „Fototapeta”, fototapeta.art.pl/2003/zrt.php [data dostępu: 1.09.2019].

[17] J. Szczepanik, Czasoprzestrzenne projekty Zygmunta Rytki, „Obieg”, https://archiwum-obieg.u-jazdowski.pl/prezentacje/23325?fbclid=IwAR29N9In7OE49t6ctKu1AAZH5c5YfStZadmO-rUj6Vd5uehKc2aLLAaD76Q [data dostępu: 1.09.2019].

Imprint

ArtistZygmunt Rytka
ExhibitionDo kogo należy kosmos?
Place / venuedawny hotel Cracovia, Kraków
Dates26 czerwca – 26 lipca 2020
Curated byKarol Hordziej
Websitewww.photomonth.com
Index

See also